Chapter 2.

   Witam, witam i o zdrowie pytam.
Mam nadzieję, że wakacje spędzacie dobrze. Został wam ostatni tydzień, dlatego wykorzystajcie go jak najlepiej się da!
Usunęłam zakładkę bohaterów, dochodząc do wniosku, iż wolę byście użyli swojej wyobraźni.
Przybywam do was z drugim rozdziałem. Obecnie jestem w trakcie poszukiwania pracy, więc jeśli coś się znajdzie... Nie obiecuję częściej rozdziałów. Tym bardziej, że pracuję wraz z moją Annie nad jednym, dość poważnym projektem...
Jednakże się postaram w miarę możliwości dodawać je tak często, jak się ma.
Wybaczcie mi również brak ścieżki dźwiękowej, ale nie do końca potrafię ją dobrze dobrać do danego rozdziału.
Smacznego, robaczki.




      Trzy miesiące. Dokładnie tyle minęło od jej przyjazdu do Londynu. Od trzech miesięcy była „oficjalną” dziewczyną Louisa Tomlinsona. Od trzech miesięcy praktycznie żyła z tą piątką, gdyż każdego dnia nachodzili ją wszyscy, albo pojedyncze jednostki. Przynajmniej raz w tygodniu mogła oglądać na portalach plotkarskich swoje zdjęcia z różnych sytuacji. Od wyjścia na zakupy, przez „obściskiwanie się z Louisem”, po wieczorne spacery. Jej osoba była na równi z One Direction. Wszędzie było jej pełno. Czasami miała wstręt nawet do przeglądania gazet, bo tam także widziała swoją twarz.
Ale nie narzekała. Taka była jej praca. I jeśli chciała mieć pieniądze – nie mogła marudzić.
      Westchnęła ciężko i odchyliła się na krześle do tyłu. Przymknęła powieki i oblizała usta. Była już gotowa do wyjścia, za maksymalnie godzinę powinien zjawić się Louis. Tym razem mieli iść razem na spacer. Wbrew pozorom i temu, co pisały tabloidy – nie była w nim zakochana. Chociaż tak to wyglądało. Obydwoje doskonale grali.
Od dwóch miesięcy nie miała żadnej wiadomości od Ralpha.
Czy tęskniła za nim?
Czy brakowało jej go?
Czy przejmowała się brakiem kontaktu?
Trudno jej było odpowiedzieć na te pytania. Tak samo jak trudno było jej odpowiedzieć na pytanie czy go kocha. Na pewno była do niego przywiązana i na początku bardzo doskwierał jej jego brak, ale z czasem się przyzwyczaiła. Z czasem znalazła sobie zajęcie, by o tym nie myśleć. I z czasem, dzięki swojemu nowemu towarzystwu – zapomniała.
Wyprostowała się z zamiarem zamknięcia laptopa i już naciskała przycisk startu, kiedy na ekranie pojawiła się wiadomość o nowym mailu.
Od jakiegoś czasu wymieniała się wiadomościami z nijakim „heart_monster”.  Na początku myślała, że to któryś z chłopaków, albo ktoś z jej przeszłości. Jednak z czasem to zaczęła wypierać z głowy, bo nic się nie trzymało kupy.
Ten tajemniczy gość, jednak wiedział o niej całkiem sporo. I to ją nieco przerażało, jednak nikomu się z tego nie zwierzyła.

Nadawca: Heart Monster
Temat: Cześć Piękna.
Data: 16 listopada, 2013 15:52
Adresat: Layla Herriot

Cześć Layla.

Piszę, bo nie wiem, co mam z sobą zrobić. Od jakiegoś czasu nasze wiadomości, wydają mi się być nieco poważniejsze niż na początku. Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinniśmy któregoś dnia się spotkać. Znamy się już całkiem dobrze, a ty… Louis wydaje się być w porządku, ale czy w porządku jest to, że marnujesz się przy nim? Widzę, że nie jest osobą, z którą chcesz być. Prędzej Ralph – twój były, ale na pewno nie on. Ostatnie dwadzieścia cztery godziny zastanawiałem się nad tym, jak można byłoby Cię uszczęśliwić. Zasługujesz na coś lepszego niż udawanie związku. Nie rozumiem, dlaczego się w dalszym ciągu na to godzisz. Jest mi Cię żal. Nie obrażaj się tylko za to!
Martwię się. Po prostu się o Ciebie martwię i…
Och, Layla.
Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym Cię przytulić. Chociaż jeszcze jest to niemożliwe. Ale obiecuję Ci, że któregoś dnia, porwę Cię w ramiona. I wiesz? Właściwie nie wiem, dlaczego Ci to piszę, bo w życiu nie powiedziałbym Ci tego w twarz, ale jestem niemalże w stu procentach pewien, że gdybyś była ze mną – byłabyś szczęśliwa. I obiecuję Ci dać to, czego potrzebujesz, jeśli będziesz chciała to ode mnie tylko przyjąć.
Tymczasem kończę – praca wzywa. Czekam z niecierpliwością na Twoją odpowiedź.

PS. Widziałem zdjęcia z klubu. Wyglądałaś cudownie.
Your Heart Monster.

Kolejna zagwozdka. Kolejny znak zapytania na kolejnej kartce. Kim był tajemniczy pożeracz serc? Dlaczego ona? I dlaczego tak często wydawało się jej, że go zna? Chociaż nie mogło to być możliwe. W końcu się nie znali. A może kłamał? Może się ukrywał? Może bał się jej reakcji? Tego, że mógłby się jej nie spodobać? Właściwie nawet, jeśli by się jej spodobał – nie mogłaby się z nim związać. Chociaż miała o wiele więcej wspólnych tematów z nim. Kilkukrotnie przesiedzieli pół nocy, pisząc ze sobą. Z Louisem rozmawiała wtedy, kiedy się widzieli, ewentualnie chwilę wcześniej, umawiając się na spotkanie. Najlepszy kontakt miała z Niallem i Liamem.
Harry i Louis z reguły, kiedy byli u niej lub u siebie, zajmowali się sobą. Zayn był nie do końca obecny, ze względu na ciągłe wiszenie na telefonie. Ale nie dziwiła mu się. Kiedyś i u niej tak to działało.
Rozejrzała się w poszukiwaniu swojego kubka z nadzieją, że została w nim resztka herbaty. Miała jeszcze trochę czasu, więc swobodnie mogła odpisać.
Uśmiechnęła się, kiedy dojrzała kremową porcelanę w ciemnobrązowe wzorki i zajrzała do środka. Na jej ustach wymalował się szeroki uśmiech. Pół kubka herbaty. Upiła z niego dwa duże łyki i odstawiła go obok laptopa.

Nadawca: Layla Herriot
Temat: RE: Cześć Piękna.
Data: 16 listopada, 2013 15:59
Adresat: Heart Monster

Witaj, Potworze.

Cieszę się, że podobały Ci się zdjęcia, bo ja osobiście ich nie lubię. Ale taka jest cena, jaką muszę płacić, prawda? Wiesz, myślałam dużo o Tobie.
Właściwie jesteś jedyną osobą, z którą mam tyle wspólnego. Żałuję, że się nie znamy. Chociaż odnoszę czasami takie wrażenie, że tylko ja Cię nie znam.
To przykre.
Ale nieważne. Wiesz dobrze, że nawet gdybym Cię znała, gdybyś mógł być obok – nie mogłabym być z Tobą, bo mam Louisa. Przynajmniej tak staram się sobie wmówić. Choć przyznaję, że to dość ciężkie brzemię do noszenia. Swoją drogą, za chwilę z nim wychodzę. Na moje nieszczęście, bo nie mam wyjątkowo ochoty się ruszać z domu. Ale co zrobić? Mus to mus. Nie mogę się sprzeciwić…
Nawet nie wiem, dlaczego Ci to piszę.
I chciałabym któregoś pięknego dnia (o ile jest to możliwe w Londynie) spotkać się z Tobą gdzieś… na kawie.  To byłoby całkiem miłe doświadczenie.
Opowiedz mi o tych swoich dwudziestu czterech godzinach.
Layla.

~*~

      Ściśnięcie dłoni, dociągnięcie drugiego ciała do siebie, czuły uśmiech. Było coś dziwnego w ich spacerze. Było inaczej niż zwykle. Zazwyczaj nie ukrywali się przed paparazzi, nie uciekali między drzewami trzymając się za ręce. 
Było w tym coś innego.
Wypadli na ulicę i zaczęli biec przed siebie. Śmiejąc się, wpadli w jakąś bramę, która się za nimi zatrzasnęła, zostawiając ich w półmroku. Nie zmieniła zdania na temat. Nie do końca chciała wychodzić z domu, ale teraz… Teraz stali ciężko dysząc, patrząc na bramę, za którą znajdowali się paparazzi, czekający na ich wyjście. Musieli znaleźć inną drogę ucieczki.
                  - Wariactwo – skwitował brunet przeczesując palcami swoje włosy, zostawiając je w jeszcze większym nieładzie.
Layla oparła się plecami o ścianę i odchyliła głowę do tyłu. Na jej ustach w ciągu dalszym gościł uśmiech. Przymknęła powieki, starając się uspokoić oszalałe serce i szybki oddech.
Na zewnątrz padało, a oni skryci w tej bramie mogli spokojnie go przeczekać.
Krople uderzające o beton, szum przejeżdżających po mokrej nawierzchni samochodów - to zagłuszało wszystko. Otworzyła szeroko oczy, kiedy poczuła jego ciepły oddech na swoim policzku. Była o pół głowy od niego niższa, kiedy miała na sobie płaskie buty i stała przechylona do tyłu, opierając się łopatkami o zimny mur.
Spojrzała się na niego z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy. Czemu stał tak blisko? Przecież mieli wchodzić w tak bliski kontakt ze sobą jedynie wtedy, kiedy stali na otwartej przestrzeni - kiedy ktoś mógł ich zobaczyć. Poczuła jego ciepłą dłoń odgarniającą wilgotne pasemko jej włosów do tyłu. Po chwili ta sama dłoń dotknęła jej policzka, a uśmiech z jej ust rozpłynął się w powietrzu, jakby nigdy przedtem go tam nie było. Uchyliła usta żeby coś powiedzieć, ale zanim wypłynął z nich jakikolwiek dźwięk, jej ciało zostało wstrząśnięte, przez ciepłe dreszcze, kiedy poczuła jego wargi na swoich. Automatycznie przymknęła powieki, rozkoszując się delikatnością płatków jego ust. Nie całował jej jak zazwyczaj. Był o wiele delikatniejszy, o wiele subtelniejszy. Kciukiem gładził jej policzek, trzymając jej twarz w swojej dłoni. Nie przerywała mu, chociaż coś w głębi podpowiadało jej, że tak powinna. Pozwoliła mu się całować, pozwoliła mu na coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca, gdy byli sami, z daleka od ludzi, którzy mogli zrobić im zdjęcie i rozesłać po mediach, by udowodnić, że ten związek jest prawdziwy. Nie chciała go. Nie czuła fajerwerków, ani przyjemnego ciepła, rozpływającego się po jej ciele, kiedy całował. Jednakże sprawiał jej wystarczająco dużo przyjemności, by nie zrezygnowała z tego. Zatraciła się w czasie, w dotyku. Prawdopodobnie lgnęła do tego jeszcze bardziej, zważywszy na fakt, iż brakowało jej tego typu sytuacji. Już nie miała Ralpha. Teraz nie miała nikogo, oprócz Louisa, jej chłopaka „na niby”.
Ten fakt był dla niej i tak już wystarczająco przerażający. Panicznie bała się samotności. Bycie samej w domu – przerażało ją. Był dla niej za wielki i wciąż czuła się tam obco. Między innymi, dlatego też spędzała wieczory na pisaniu długich wiadomości z „Heart Monster”, który zgodnie ze swoją nazwą coraz bardziej skradał jej serce, chociaż nie widziała go nigdy na oczy.
Ostatnie muśnięcie, ostatni dotyk jego warg, uchylenie powiek, widok niebieskich oczu, które w tym momencie kolorystycznie zmieszane były z granatem.
                  - Co to było? – spytała niepewnie, szepcząc. Jak gdyby bała się, że ktoś ją usłyszy oprócz niego. A przecież deszcz skutecznie zagłuszał wszystko. Nie słyszała nawet jego kroków, kiedy przed chwilą się do niej zbliżał.
                  - Ja… - zaczął i odsunął się od niej. – Starałem się wprowadzić cię w zaskoczenie, żeby wyszło wszystko neutralnie jak stąd wyjdziemy – uważnie śledziła jego ruchy. Oblizywanie warg, przełykanie śliny, jego zszokowany wzrok. Czyżby nie oczekiwał takiej reakcji? Liczył na coś innego? Uchyliła usta, chcąc coś powiedzieć na ten temat, ale w ostatniej chwili zrezygnowała, spoglądając w stronę wyjścia.
                  - Idziemy? – spytała w końcu i powoli przeniosła wzrok na jego osobę. Chciała już wrócić do domu, zaszyć się w nim, na ciepłym fotelu, z kubkiem gorącej herbaty i laptopem, oczekując wiadomości zwrotnej od swojego internetowego przyjaciela.
Widziała jak skinął głową. Chwilę później podszedł do drzwi i poczekał chwilę aż do niego dotrze. Sam patrzył jak odpycha się delikatnie od ściany, odwracając głowę by sprawdzić, czy nie został na szarym materiale ślad tynku. Kiedy zbliżyła się do niego, wyciągnął rękę, by na wszelki wypadek otrzepać jej plecy. Odnalazł jej dłoń i chwycił ją, splatając ich palce. Posłał jej ciepły uśmiech, a ona go odwzajemniła. Była całkiem niezłą aktorką.
                  - Gotowa? – Położył dłoń na klamce, czekając na jej odpowiedź. Nie chciał zrobić nic, co dałoby jej odczucie dyskomfortu. Nieświadomie zaczął się poświęcać bardziej niż powinien.
                  - Tak – wyszeptała i już chwilę później zmrużyła powieki, kiedy Louis otworzył drzwi, a jasne światło ją oślepiło. Dokładnie kilkanaście sekund później to samo stało się przez flesze. Jęknęła cicho i dosunęła się bliżej chłopaka, jakby chcąc się schować w jego ręce.
Obydwoje doskonale grali. Do tej pory jeszcze nikt się nie zorientował, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem.
                  - Chodź – powiedział stanowczym głosem, ruszając do przodu jak burza. A ona posłusznie wędrowała za nim, niczym owieczka na ubicie. Mimo tego zdążyła już się zorientować, że prowadzi ją do jej domu. Włosy coraz bardziej przyklejały się do jej twarzy, a deszcz otulał jej ciało. Louis również był praktycznie przemoczony do suchej nitki. Kiedy wychodzili, na niebie świeciło słońce. Ta zmiana pogody przyszła tak niespodziewanie.
Ścisnęła mocniej jego dłoń, a już po chwili usłyszała mocny grzmot. Po jej ciele przeszły potężne dreszcze strachu, ciało się sparaliżowało, a z gardła wydał się pisk. Brunet od razu się zatrzymał i odwrócił w jej stronę, mocno przyciągając do siebie, chowając w swoich ramionach. Paparazzi zostali w tyle, dając im odrobinę prywatności, nie naruszając ich przestrzeni osobistej.
Chował ją w swoich ramionach, starając się uchronić przed burzą. I właśnie w tym momencie obiecał sobie, że z nią zostanie nim to wszystko się nie skończy.
                  - Odprowadzę cię i zostanę tak długo, aż burza nie minie – powiedział ze schowaną twarzą w jej mokrych włosach. Pokiwała tylko głową, dając mu znak, że się na to zgadza.
Czy go lubiła czy nie, nie miała wyjścia. Nie miała innego schronienia, nie miała nikogo innego, kto mógłby ją uchronić przed jej własnymi lękami. Kolejny grzmot, a jej ciało jeszcze mocniej wcisnęło się w niego. Drżała. – Jesteśmy już blisko. Tylko dwie ulice i będziemy na miejscu. Przy mnie nic ci nie grozi– skwitował pewnym głosem. Odsunął ją od siebie i złapał mocniej za jej dłoń. – Spójrz na mnie. – Uniosła posłusznie wzrok do góry, przymrużając oczy, kiedy poczuła na policzkach krople deszczu. – Będziesz bezpieczna. To tylko durna burza. Nic, kompletnie nic ci nie grozi. Nie przy mnie. Będę twoim supermanem, jeśli będzie trzeba. A teraz chodź dopóki oni postanowili się zachowywać jak ludzie, a nie małpy. – Uśmiechnął się, a po chwili usłyszał jej cichy śmiech. Udało mu się ją rozweselić. To była miła nagroda za jego wysiłki. Ruszyli.
To dla niej był prawie jak bieg po zwycięstwo. Musiała się przemóc, by iść obok niego pewnym krokiem, pozbawionym strachu, chociaż kiedy słyszała kolejne grzmoty, jej kroki stawały się miękkie, jakby za moment miała upaść i więcej nie wstać. Była już całkowicie przemoczona i zmarznięta. On również. Sam się wprosił, a ona się na to zgodziła. Zresztą i tak nie pozwoliłaby mu wrócić do domu, w takim stanie.
      Stanęli przed drzwiami domu dosłownie po niecałych ośmiu minutach. Przemarzniętą dłonią sięgała klucze, czując jak woda dosłownie kapie z niej na drewniane płytki, znajdujące się przed wejściem. Wsadziła klucz w zamek przekręcając go. To samo zrobiła z następnym, po czym popchnęła dłonią drzwi, wchodząc do środka.
                  - Chodź – powiedziała, sama wchodząc nieco głębiej w hol, gdzie zaczęła drżącymi dłońmi rozpinać płaszczyk, który rzuciła na podłogę. Ściągnęła ze stóp buty i odrzuciła je pod ścianę. Zerknęła na Louisa, kiedy ten sam się rozbierał z wierzchniego okrycia. – Zaraz przyniosę jakieś ręczniki – dodała i zaczęła ściągać z siebie bluzkę, z której można było z powodzeniem wyciskać wodę, dokładnie tak, jakby wyciągnęła ją z pralki tuż przed wirowaniem.
Pozbyła się jej jednak z ciała, kiedy znalazła się już na schodach, powoli pnąc się do góry.
Zastygł w bezruchu, uważnie śledząc jak jej plecy się poruszały, a jej biodra kołysały się na boki z każdym krokiem. Przygryzł wargę, odprowadzając ją wzrokiem, dokąd tylko mógł.
Na piętrze pozbyła się spodni i w samej bieliźnie weszła do swojej sypialni. Nawet ona było mokra. Poszła prosto do garderoby, gdzie przebrała mokrą bieliznę. Założyła na siebie kremowy sweterek wykonany z czegoś, co kojarzyło jej się z pluszem, a na biodra wsunęła luźniejsze czarne dresy. Wzięła do ręki skarpetki i wyszła do łazienki, by tam osuszyć włosy i wziąć suchy ręcznik dla chłopaka. Niestety nic nie miała dla niego żadnych ubrań. Chyba, że coś było na górze. Któryś z nich mógł coś zostawić, po tym jak nocowali u niej w trójkę ostatnim razem. Wyszła, kierując się w stronę schodów.
                  - Louis. – Wychyliła się przez poręcz. – Łap. Zaraz znajdę ci coś na przebranie – powiedziała, rzucając mu kawałek bawełny. Nogi poniosły ją na górę, na drugie piętro. Weszła do sypialni, w której zazwyczaj oni urzędowali. Starała się tu nie wchodzić zbyt często. Podeszła do komody, otwierając każdą z szuflad po kolei, poszukując suchej koszulki i jakichś spodni. Znalazła. Nie miała pojęcia skąd się to tutaj wzięło, ale w tym momencie nie interesowało jej to zbytnio. Gorzej, że nie miała suchych bokserek dla niego. Najwyżej będzie musiał sobie poradzić albo z tymi, które miał na sobie, albo pozbyć się ich całkowicie. Ściskając ubranie w dłoni zaczęła schodzić na dół. Louis owinięty ręcznikiem sprzątał z podłogi wielką kałużę.
                  - Gdzie są ubrania? – spytała marszcząc czoło.  Przerwał czynność by spojrzeć na nią i się uśmiechnąć.
                  - Zaniosłem na dół, wiszą rozwieszone na suszarce. – Wzruszył ramionami i powrócił do wykonywanej czynności.
                  - Znalazłam u was w pokoju jakieś suche ubrania. Może nie będą do końca pasować, ale lepsze to niż nic. Herbaty? – Uniosła brew do góry, przyglądając się mu.
                  - Z chęcią – odpowiedział i po raz kolejny posłał jej jeden z tych ładniejszych uśmiechów. Ruszyła do kuchni, by wstawić wodę i zaparzyć dwie herbaty. Obydwoje potrzebowali teraz czegoś, by ogrzać zziębnięte ciała. W Londynie pogoda dawała o wiele bardziej w kość niż w innych miastach w tym kraju. Londyn był naprawdę wyjątkowy. Wyciągnęła z szafki dwa kubki, słysząc jak chłopak się przebiera. Ale nie interesowało jej to. Była skupiona na tym, by zrobić gorące napoje, a potem przynieść sobie laptopa i sprawdzić czy jej cichy wielbiciel odpisał. Na myśl o tym czuła lekkie zdenerwowanie. Ale nie było ono złe. Zaliczała je raczej do kategorii tych przyjemnych, które uświadamiają cię, że czekasz na coś ważnego dla siebie. Layla właśnie tak odczuwała oczekiwanie na wiadomości od HM. Za każdym razem czuła to tak samo. Nawet, jeśli pisali ze sobą już ponad godzinę czy dwie.
Wsadziła dwie saszetki z herbatą do kubków i opierając się dłońmi o blat, przymknęła powieki. Była dość mocno rozkojarzona, nawet nie usłyszała kolejnego grzmotu. Za to poczuła dłoń Louisa na swoich plecach. Stał obok, gładząc jej skórę przez miękki materiał. Był już ubrany, chociaż w ciągu dalszym pachniał tak samo intensywnie. To było złe. Deszcz nie spłukał z niego tego zapachu, który zdecydowanie ją przyciągał. Oblizała powoli wargi, rozkoszując się jego dotykiem. Raz ją ciągnęło, za chwilę odpychało. Ale nie czuła nic konkretnego do tego mężczyzny. Był jej pracą, dosłownie.
Odwróciła w jego stronę twarz i zobaczyła uśmiech wymalowany na jego ustach.
                  - Przyniósłbyś mi laptopa? Jest na biurku w moim pokoju – poprosiła z lekkim uśmiechem. Skinął głową i zabrał rękę by odwrócić się na pięcie i pójść na górę. Zaparzyła w tym czasie herbatę i posłodziła, stawiając na wysokim blacie. Zamierzała się tu rozsiąść z notebookiem i odpisać Monsterowi. Była prawie pewna, że gdy tylko włączył swój sprzęt zobaczy wiadomość od niego.
Usiadła na wysokim taborecie i wyciągnęła z kieszeni dresów skarpetki, które założyła na zimne stopy. Wpatrywała się w wejście do kuchni i posłała jeden z szerszych uśmiechów mężczyźnie, kiedy tylko zjawił się, trzymając w dłoniach jej srebrnego Sony Vaio. Odstawił go ostrożnie na blat i zajął miejsce na wprost niej. – Posłodziłam dwie łyżeczki – powiedziała, patrząc na niego i jednocześnie podnosząc górną część laptopa do góry i włączając go.
                  - Dzięki. Spleść ci włosy? – Tak, doskonale wiedziała, że Louis lubi bawić się włosami. Wzruszyła ramionami, dając mu znak, że niech robi, co chce. Wstał i wyciągnął z kieszeni gumkę do włosów. Uniosła tylko brew do góry, ale nie pytała, skąd ją ma. Zaśmiała się cicho i wyprostowała się, opierając o niewysokie oparcie. Chwilę później stanął za nią, a ona swobodnie mogła oprzeć się plecami o jego tors.
Czuła jak zgarnia palcami jej włosy do tyłu, delikatnie je przeczesując. Lubiła, kiedy ktoś się bawił jej włosami. System uruchamiał się do końca, a ona pozwoliła mu się czesać. Był w tym dobry. Nie wiedziała jednak, że Louis tylko wybranym osobom serwuje takie przyjemności. Nie wiedziała czy robił to specjalnie czy nie… Przesuwając palcami po jej karku.
- Gotowe – powiedział, związując końcówki jej włosów gumką. Z uśmiechem zacisnął dłonie na jej ramionach, leciutko je masując, po czym odsunął się i powrócił na swoje miejsce, nie przestając się szczerzyć.
Spojrzała na ekran laptopa, a na jej ustach rozciągnął się uśmiech. Wiadomość od jej Pożeracza serc.
                  - Masz coś przeciwko, jeśli odpiszę? – spytała, patrząc to na ekran, to na niego.
                  - Oczywiście, że nie. To twój dom, możesz robić, co chcesz. Jeśli chcesz, zrobię w tym czasie coś do jedzenia – powiedział, sięgając po kubek. Upił ostrożnie z niego dwa maleńkie łyczki, uważając by się nie poparzyć.
                  - Jeśli masz ochotę – kuchnia jest do twojej dyspozycji. – Zaśmiała się. Oczy się jej błyszczały z radości, że wielbiciel jej już odpisał, pomimo tego, że ponoć pracował.
Louis zwlekł się z taboretu i od razu skierował swoje kroki do lodówki, chcąc zrobić coś, co jej zasmakuje.

Nadawca: Heart Monster
Temat: RE: RE: Cześć Piękna.
Data: 16 listopada, 2013 17:03
Adresat: Layla Herriot

Moja droga,

Moje dwadzieścia cztery godziny? Och, gdyby to było takie proste. Chociaż właściwie jest. Po prostu to głupie. I miałbym Ci zdradzić, gdzie chciałbym Cię na przykład zabrać, byś miała uśmiech na twarzy cały czas? Wiem, że lubisz czuć się jak dziecko, wiem, że lubisz zabawę. Prawdopodobnie zabrałbym Cię do jednego z największych parków rozrywki na świecie. Kupiłbym Ci watę cukrową i orzeszki w karmelu. Poszlibyśmy do domu strachów, bym mógł być Twoim super bohaterem. Poszlibyśmy na diabelski młyn, byś mogła obejrzeć panoramę bajkowego świata.
Na strzelnicy zrobiłbym wszystko, by wygrać dla Ciebie największego Misia, który później przypominałby Ci o mnie, kiedy nie mógłbym być obok. Następnie pokazałbym Ci miasto nocą, zabierając Cię na spacer, chroniąc sobą przed zimnem i niebezpieczeństwem. Zafundowałbym Ci śniadanie do łóżka wraz z kwiatami. Nagrałbym piosenkę dla Ciebie i zaśpiewał ją przed tysiącami osób, uświadamiając ich, że jest ona dla Ciebie. Tylko i wyłącznie. Podczas burzy, chroniłbym Cię jak tylko bym mógł nawet, jeśli miałbym wybudować fort z poduszek i kocy, byśmy przesiedzieli tam ten czas, wtuleni w siebie. Każdego dnia zapewniałbym Cię jak ważna jesteś dla mnie, jak piękna jesteś. Zabrałbym Cię nad morze, nad ocean, byś zasmakowała cudownej pogody na dłużej. Patrzyłbym na to, jak Twoje policzki rumienią się przez promienie słońca. Byłbym dla Ciebie zawsze. Starałbym się pomagać Ci w każdej sytuacji, gdybyś tylko mnie potrzebowała. I chociaż nie jestem idealny, chociaż są rzeczy, których nie potrafię, robiłbym wszystko, byś była zadowolona z efektu.
To tak po krótce. Mógłbym dalej wymieniać i wymieniać. Ale nie mogę zdradzić Ci wszystkich pomysłów, bo nigdy nie będę mógł wcielić ich w życie. Mam nadzieję, ze Twój spacer przebiega pomyślnie. Liczę na to, że mi o nim opowiesz.
Obiecuję Ci któregoś dnia kawę, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze troszkę.
Wysyłam Ci wirtualne uściski, żeby Cię ogrzać w to ponure, deszczowe i zimne popołudnie.
Your Heart Monster.

Na jej ustach gościł szeroki uśmiech po przeczytaniu tej wiadomości. Ten facet potrafił wywołać u niej uśmiech, zwykłymi słowami. Czuła się szczęśliwa, mając go. Chociaż nie mogła się do niego przytulić, nie mogła spojrzeć mu w oczy, wiedziała, że może na niego liczyć. Prawdopodobnie gdyby potrzebowała jakiejkolwiek pomocy – on zjawiłby się nagle, niczym superman czy inny znany bohater.

Nadawca: Layla Herriot
Temat: RE: RE: RE: Cześć Piękna.
Data: 16 listopada, 2013 18:48
Adresat: Heart Monster

Miło widzieć takie słowa od Ciebie. Powinnam prawdopodobnie czuć się zaszczycona. I właściwie to tak się czuję.
Spacer? Spacer przebiegł w miarę pomyślnie. Oprócz tego, że jestem cała mokra, zmarznięta, a Louis właśnie robi coś do jedzenia. Nie wnikam w to, grunt, że się sam za to wziął. To miłe, bo obiecał zostać ze mną do końca burzy.
Ale muszę Ci powiedzieć o czymś jeszcze. Dzisiaj wydarzyło się coś dziwnego.
Uciekaliśmy przed paparazzi i schowaliśmy się w jakiejś bramie. Pocałował mnie. To było dziwne, inne niż dotychczas. A później to wszystko… ta nagła opiekuńczość. Nie wiem, o co chodzi, ale to jest dziwne. Gdyby nie fakt, że jest z Harrym przypuszczałabym, że się we mnie podkochuje. A przecież to nie jest możliwe. On jest gejem…
No cóż. Zacznę wierzyć w to, że któregoś dnia zabierzesz mnie do wesołego miasteczka. Tyle wystarczy. Dziękuję za uściski. Przesyłam Ci ich taką samą ilość, na miłe spędzenie wieczoru.
Layla.

Wysłała wiadomość i odwróciła twarz w stronę Louisa, który właśnie kroił jakąś wędlinę. Nie miała pojęcia, co on kombinuje, ale przynajmniej nie była sama.
                  - Kolacja będzie za jakieś dwadzieścia minut – powiedział, wrzucając to, co skroił do szklanego naczynia.
                  - Okej. Zapowiada się smacznie – odpowiedział, szczerząc się. 

5 comments:

  1. Absolutnie nie rozumiem, dlaczego nikt tu nie zostawił jeszcze komentarzy i właśnie dotarło do mnie, że nie rozumiem, dlaczego u ciebie jest tak mało czytelników. Poniekąd zrobiło mi się smutno (taaak, ja ciągle o tej blokadzie), ale... Kurwa. Mm właśnie fuckminda co do twoich możliwości. W sensie bez obrazy, bo ja ci wcale nie ubliżam, z resztą ty sama wiesz o co mi chodzi, kiedy mówisz, że się rozkręcasz, ale... poczułam się tak, jakbym ja stanęła w miejscu i udawała, że jestem fajna. Pozdro. Muszę się przyznać, że drażnią mnie osoby w moim otoczeniu, które umieją robić coś lepiej ode mnie, kiedy te rzeczy to jedyne rzeczy, które ja w miarę potrafię. Prawdopodobnie dlatego tak często ścierałyśmy się z Magdą... Anyway. Biedny Hazza. HA! Zaczęłam od dupy strony i jestem z tego dumna. Ale to jest na poważnie, jest mi żal Hazzy, choć nie rozumiem pobudek Louisa, który ma pod ręką... no Hazzę xD Takie to to urocze i pluszowe i że niby zepsute ale nie no i... Mam naprawdę olbrzymią awersję do takich rzeczy (patrz: Matka) i nie znoszę takich rzeczy czytać. Z resztą ja już o tym mówiłam, że będę miała problem z Modestem. Lubię mózgojeby relaksujące. A nie mózgojeby mózgojebiące, bo zgadnij co - mam to na co dzień. Podoba mi się ta sprawa z monsterem i w sumie to nawet miłe, że ona w ogóle ma tam kogoś, z kim może rozmawiać o tej sytuacji. W innym przypadku na jej miejscu prawdopodobnie bym zwariowała i rzuciła się z pierwszego lepszego mostu. A że to Londyn, to o most nietrudno. Boże, ja ciągle nie mogę się nadziwić nad twoim stylem i wykonaniem. Kurwa, jestem z ciebie cholernie dumna! Bym cię uszczypnęła w policzki, ale to takie nie w moim stylu, a poza tym ciągle powinnam być smutna (ale spoko, nadrobię przed pójściem spać czy coś), że - żeby się jakoś tak nie powtarzać - umiesz dziergać lepiej ode mnie. No i chuj. Nie potrafię nic więcej logicznego (żeby nie używać słowa, którego nie lubisz czyli KOHERENTNY XD) napisać, więc się emigruję. Kurwa. Masz pisać dalej. Rozkaz. Tylko, że bardziej wolę poczytać to nasze, ale dobra, cicho ;x mózgojeb, co nie?...

    ReplyDelete
  2. smaczna to była nie tylko kolacja Layli i Lou, ale cały ten post. ot co. od pierwszej literki uwielbiam tą historię, a nie mam tak za często. to opowiadanie ma tak wielki potencjał, tak zapowiada się tak niesamowicie dobrze, że - olaboga - nie przeżyję, jeżeli będę musiała czekać na kolejny post tak długo.
    ciekawa jestem, kim jest Heart Monster. ciekawa jestem, co knuje Louis. a najbardziej jestem ciekawa, jak się w tym odnajdzie Layla.
    w ogóle, to nie ogarniam, jak jej tam musi być ciężko. niepojęte. Lou, jeżeli zechce zdradzać Harrego, to powinien dostać po twarzy, bo Harry jest zbyt uroczy, żeby go zdradzać. ale ja mam nadzieję, że następny post ukaże się przynajmniej za miesiąc. będę szczęśliwa, choć wolałabym jutro.
    D.

    ReplyDelete
  3. Dobra, zasiadłam z piwem w dłoni i zabieram się za dokończenie tego rozdziału, który czytam od dwóch dni. Co jak co, ale ciągle ktoś mi cholera przerywał.
    Nim zdążyłam doczytać całość szklankę opróżniłam i szczerze? Ciężko mi tolerować opowiadanie o zespole, którego wręcz nie cierpię, ale... twój sposób pisania sprawia, że chce mi się czytać! Nie liczy się dla mnie to o kim lub czym piszesz, bo robisz to w taki sposób, że padam przed Tobą na kolana xD
    Czekam na rozwój historii z panem heart Monster i w sumie z Louisem, bo jakoś mi się nie wydaje, by do końca był w stu procentach gejem...

    ReplyDelete
  4. Dobra w końcu i ja tu dotarłam. Wydaje mi się, że czytałam ten rozdział tak dawno a to było raptem jakieś 5 dni temu.. lol
    Na samiuteńkim początku kiedy 'przedstawiłaś' mi jakiś mały zarys tego opowiadania byłam do niego totalnie negatywnie nastawiona. Bo Modest. Bo wszystko kojarzy mi się z Elką. I jakoś tak coś mi było nie halo. Ale żeby nie dać się pozorom - czytałam. No i teraz po dwóch rozdziałach stwierdzam, że mnie do tego w jakimś stopniu przekonałaś. Nie wiem w jak dużym ale na pewno w wystarczającym, żeby polubić od razu tajemniczego Pana Heart Monster i od nowa nabrać nutkę sympatii do Louis'a który mi ostatnio perfidnie daje się w kość - a tutaj nie wygląda na takiego za jakiego wszyscy go mają. Nie wiem co będzie dalej bo kompletnie nie potrafię sobie rozwinąć tej historii więc mam nadzieję, że mi pomożesz:)

    ReplyDelete