Chapter 1.

         Dobry wieczór. Witam was z nowym wyglądem. Dziękuję również mojej małej Oli, bez której w sumie by to nie miało „premiery” dzisiaj. Nie będę się dzisiaj za bardzo rozwodzić, bo mam wybitną chęć iść spać. Przepraszam, ze tyle czekaliście. Ale na nie pocieszenie dodam, że kolejny rozdział może pojawić się dopiero w sierpniu. Zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Uprzedzam, ze nie popisałam się i jestem tego w pełni świadoma. 
Życzę wam starym zwyczajem Smacznego. 


      Przejechali sto trzydzieści jeden mil, jadąc odrobinę ponad trzy godziny tylko po to, by jej humor z każdą minutą się pogarszał. Była coraz dalej od miejsca, które kocha.
Czarny samochód wjechał na podjazd prowadzący do białej, dwupiętrowej kamieniczki z zielonymi drzwiami i roślinami na zewnętrznych parapetach.
                  - Jesteśmy, Layla. Witaj w swoim nowym domu. – Usłyszała, a chwilę później mężczyzna siedzący obok kierowcy wyciągnął w jej stronę rękę z kluczami. Zabrała je bez słowa. – Peter zaraz przyniesie ci twoje rzeczy. Jest wszystko, jakieś jedzenie również. Na stoliku w salonie masz w kopercie karty bankowe i dokumenty do nich. Nie zużyj wszystkiego na raz, bardzo proszę. Niestety twoja poprzedniczka nie była zbyt rozważna i dość szybko się pozbyła pieniędzy, na końcu żerując na swoim „chłopaku”. Obok w teczce są wszystkie dokumenty, które będą ci potrzebne. Jutro rano albo jeszcze dziś wieczorem przyjadą chłopcy, musicie się poznać. W razie czego w dokumentach też znajdziesz informacje jak mnie znaleźć i w razie pytań telefon do mnie. Mail też jest tam podany, więc śmiało pisz, kiedy chcesz. Życzę miłego dnia, Layla. I głowa do góry. Nie będzie tak źle. – Skinęła głową i sama otworzyła sobie drzwi wysiadając z samochodu. Najpierw jedna noga, za chwilę druga. Odziana w czarne, poszarpane dżinsy i wysokie, sznurowane botki na szpilce.
Nie miała ochoty zbyt wiele mówić. Zabrała torebkę i zatrzasnęła drzwi, poprawiając na ramieniu seledynowy sweterek. Od razu ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Stwierdziła, że później rozejrzy się po okolicy. Na razie nie zamierzała tego robić. Spojrzała na klucze w swojej dłoni, a potem na drzwi. Przymrużyła lekko powieki i wsadziła do zamka pierwszy lepszy klucz. Zaskoczył.
Przekręciła go dwukrotnie. Pierwszy zamek puścił.
Następny klucz do następnej dziurki i drzwi się otworzyły. Popchnęła je lekko i weszła do holu.
Beżowe ściany, lśniące, ciemnobrązowe panele i wymyślny, metalowy wieszak tuż obok lustra wiszącego nad metalową półką na buty, która stała obok stojaka na parasole. Kawałek dalej znajdowała się olbrzymia szafa z lustrami, w której odbijał się salon. Po lewej stronie był szklany stolik z koszyczkiem na klucze. Od razu je tam wrzuciła i odłożyła torebkę na mebel ruszając w głąb domu. Pierwszy przystanek – salon. Równie beżowe ściany, chociaż może o ton jaśniejsze. Puszysty, beżowy dywan na samym środku. Beżowe kanapy, tworzące otwarty kwadrat, a po środku szklany stolik. Pod oknem stała wieża, a obok było mnóstwo płyt. Po jej lewej stronie znajdował się prosty regał na książki w kolorze wenge, a po prawej był kamienny kominek. Jej oczy nagle się powiększyły, kiedy dojrzała na ścianie, na wprost okna fotografie. Swoje, swoich przyjaciół, rodziny. Pierwsze pytanie jej się nasunęło na myśl: skąd oni je u diabła mieli?!
Podeszła bliżej i zaczęła je oglądać, jakby nie wierząc w to, co widzi. Przecież to były zdjęcia, których nie było na żadnych portalach. Postanowiła zająć się później tym. Powoli rozejrzała się po pomieszczeniu. Zauważyła teczkę i kopertę, ale nie ruszyła jej. Wolała najpierw zwiedzić dom.
                  - Panno Herriot, gdzie postawić walizki? – Podskoczyła przestraszona, bo dotąd myślała, iż była sama w domu. Zupełnie zapomniała o swoich rzeczach.
                  - Gdziekolwiek. Później sobie wszystko zaniosę, dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny, który był jej przydzielony, jako jej prywatny kierowca. Mężczyzna odwzajemnił gest i odstawił pierwsze walizki przy wielkiej szafie. Następnie wyszedł z domu, by wrócić po dłuższej chwili z resztą bagażu. Layla odwróciła się i przeszła przez łuk drzwiowy prowadzący do olbrzymiej kuchni, połączonej z jadalnią. Można było wyjść tędy do niewielkiego ogrodu. Wszystkie meble w tym samym kolorze, co regał w salonie. Proste, bez gałek, z metalowymi elementami. Na środku była wysepka, na której stała szklana miska z owocami. Na wprost wejścia usytuowano olbrzymi stół na osiem osób, na środku którego był wazon z czerwonymi tulipanami. Obok stołu znajdowało się drzwi. Podeszła do nich i nacisnęła na klamkę. Drzwi się otworzyły, a ona znalazła się w spiżarni, gdzie miała mnóstwo produktów, z długim terminem ważności, soków, win i innych dupereli. Musiała przyznać, że Modest się naprawdę postarał. Wycofała się do tyłu, zamykając za sobą drzwi. Dwa olbrzymie okna, a między nimi szklane drzwi prowadzące do ogrodu. Na jej usta wpłynął lekki uśmiech, kiedy zobaczyła odgrodzony kawałek ziemi z ziołami i innymi warzywami, które mogłaby sama hodować w domu. Pokręciła głową z niedowierzeniem. A to był dopiero parter. Schody prowadziły zarówno w górę jak i w dół. I ten cały, olbrzymi dom należał do niej.
                  - W razie potrzeby, niech panienka do mnie zadzwoni. Zawiozę panią gdzie tylko będzie panienka chciała – powiedział mężczyzna wchodząc do kuchni. Odwróciła się do niego przodem i posłała ciepły uśmiech, który odwzajemnił. Wyciągnął wizytówkę z kieszeni i położył ją dziewczynie, po czym cicho rzekł „do usłyszenia” i zniknął. Jej uszu dobiegł dźwięk zamykanych drzwi. Podeszła do stołu i zerknęła na wizytówkę, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę krętych schodów. Na dół postanowiła zajrzeć później, najpierw piętro. Czuła, że tam znajdzie swoją sypialnię. I nie pomyliła się. Kiedy tylko weszła na piętro, nacisnęła klamkę jedynych drzwi na tym piętrze. Wielkie, dwuosobowe łóżko, jakby to było w Stanach „King Size”, po jego obydwóch stronach ciemne szafki nocne. Pod oknem stało biurko. Ściany były kawowo-beżowe. Dokładniej odcień cappuccino. Pod łóżkiem leżał wielki, okrągły dywan w kolorze zbliżonym do ścian. Na szafkach stały dwie, proste lampki. Nad drzwiami natomiast znajdował się telewizor. Na lewej ścianie znajdowały się jedne drzwi i łuk drzwiowy. Za łukiem znajdowały się wieszaki i półki. Na podłodze był puchowy dywanik, a na końcu pomieszczenia stał stolik z lustrem, wokół którego było mnóstwo światełek. Podeszła do niego szybszym krokiem. Na blacie leżały poukładane najlepsze kosmetyki. Na sam widok tego oczy wyszły jej niemalże na wierzch. Pigmenty z MACa, praktycznie wszystkie odcienie, szminki, tusze, bronzery… Miała wszystko. Odwróciła się i jej oczy od razu powiększyły się kilkakrotnie. Na wieszaku po prawej stronie wisiało kilka sukienek, od najlepszych projektantów. Zapewne na specjalne okazje. Najbardziej do gustu przypadła jej pierwsza od brzegu, długa, czarna koronkowa suknia bez ramiączek z dekoltem w kształcie serca i paskiem w pasie wysadzanym kamieniami Swarovskiego. Już wyobrażała sobie siebie w niej. Przeniosła niepewnie wzrok na półkę z butami. Dwie pary butów od samego Louboutina. I teraz nie miała pojęcia czy ma płakać ze swojego losu, bo zostawiła wszystko w tyle, czy płakać ze szczęścia. Postanowiła zwiedzić ostatnie pomieszczenie na tym piętrze – łazienkę. Wyszła z garderoby nim rozkleiła się kompletnie. Nacisnęła klamkę i zasłoniła usta dłonią. Wielka, narożna wanna, szklana kabina prysznicowa, w której spokojnie zmieściłyby się trzy, może cztery osoby, blat z wmontowanym zlewem, muszla. Łazienka utrzymana w kolorystyce czekoladowo-waniliowej, z oknami na ogród, jasnym oświetleniem, wielkie lustro i jeden, samotny kwiat w doniczce stojący w rogu łazienki. Nowiutkie, kremowe ręczniki z wyhaftowanym imieniem „Layla”.
Przeróżne kosmetyki do higieny, prawie jakby obrabowała sklep kosmetyczny. Czyżby umarła po wejściu do domu i znalazła się w raju?
Wycofała się zostawiając uchylone drzwi i podeszła do łóżka, na którym usiadła.  Od razu przechyliła się do tyłu i zapadła w miękkim materacu, pachnącej, świeżej pościeli. Przekręciła się na bok i wtuliła policzek w miękką kołderkę. Z jej oczu zaczęły spływać łzy. Ale nie była pewna, z jakiego powodu. Wiedziała jedynie, że dzisiaj odpuści sobie zwiedzanie reszty mieszkania. Póki co – to było dla niej za wiele. Wszystko, co do tej pory zobaczyła w tym domu wprawiało ją w zachwyt. Bała się patrzeć dalej, bo prawdopodobnie zapowietrzyłaby się na dobre.
Cały ten dom był urządzony tak kompletnie w jej stylu. Nie miała pojęcia skąd wiedzieli, jakie meble jej się podobają, jakie kolory i skąd do cholery wzięli ubrania w jej rozmiarze i prywatne zdjęcia, których nie było NIGDZIE. Odetchnęła głęboko kilka razy i zamknęła oczy zaciągając się przyjemnym zapachem zapewne płynu do płukania.
Uśmiechnęła się przez łzy i podniosła do pozycji siedzącej. Pochyliła się do przodu i rozpięła buty zsuwając je ze swoich stóp. Jeden but, za chwilę drugi. Odgłos szpilek odbijanych o panele został zagłuszony dywanem. Wsunęła się wyżej i skuliła na środku ogromnego łóżka.
Czy jej praca miała być dla niej męczennictwem czy przyjemnością?
Zamknęła oczy i nie wiedząc, kiedy – usnęła zmęczona podróżą i ilością niespodzianek.

~*~

      Otworzyła oczy słysząc dzwonek do drzwi. Uniosła powoli powieki podnosząc się pomału na jednej ręce. W pokoju panował półmrok, jej ciało było zziębnięte, a deszcz uderzał w szyby. Mrugnęła kilka razy dość szybko, przyzwyczajając wzrok do ciemności panującej w pomieszczeniu.
Kolejny dzwonek.
Jęknęła niezadowolona, po czym zwlekła się z łóżka, masując zmarznięte ramiona dłońmi. Wyszła z sypialni i skierowała się w stronę schodów. Nieprzyjemny dreszcz przechodził jej ciało z każdym krokiem po zimnych panelach. Wszystko było w walizkach, które musiała jeszcze wtaszczyć na górę.
I po raz kolejny usłyszała ten uporczywy dźwięk.
                  - Idę! – krzyknęła wywracając oczami. Zdawała sobie sprawę z tego, że osobnik za drzwiami nie jest zbytnio zadowolony ze stania w strugach deszczu. Mało brakowało, a potknęłaby się o walizki, chociaż jej kolano zetknęło się z jedną z nich, w efekcie przeklęła siarczyście. Zostawiając je w tyle podeszła do drzwi frontowych i przekręciła klamkę otwierając wrota. Przed nią stała piątka chłopaków.
Jeden w lokach opierał się o ścianę budynku, trzymając ręce w kieszeni. Blondyn stojący obok niego z czapką na głowie przestępował z nogi na nogę. Mulat chował się pod czapką z daszkiem i kapturem, dopalając resztkę papierosa. Tyłem do niej stał chłopak w szarej bluzie z kapturem na głowie i wydawało się jej, że kończy rozmowę telefoniczną. Przed nią natomiast stał chłopak odrobinę od niej wyższy w białym podkoszulku i bordowej bluzie oraz bordowej czapce, spod której wystawały kosmyki ciemnych włosów. Przymrużyła powieki lustrując każdego z nich, jednocześnie zastanawiając się, co to za ludzie. Jej mózg dopiero się rozbudzał w przeciwieństwie do ciała, które zaczęło dygotać przez zimny powiew wiatru z zewnątrz.
                  - Layla? Jestem Louis – powiedział chłopak przed nią, siląc się na uśmiech. Z jej ust wydobyło się ciche „och”, kiedy powiązała fakty i kiedy przypomniało się jej, po co tu jest. Od razu odsunęła się na bok.
                  - Wejdźcie. Przepraszam, dopiero wstałam… - powiedziała zakrywając dłonią usta w momencie, kiedy zaczęła ziewać. Jej oczy zacisnęły się mocno podczas osiągania apogeum ziewnięcia. Jej powieki uniosły się do góry i zobaczyła przed sobą w całej okazałości każdego z nich, pozbawionych butów. Od razu zreflektowała się i zamknęła drzwi. Jęknęła, kiedy poczuła chłód na skórze.
                  - Nie chcieliśmy cię obudzić – powiedział blondwłosy chłopak, który od razu wydał się jej najmilszy z całej tej piątki. Było w nim coś takiego, że gdy się patrzyło, na usta uśmiech sam się cisnął, a chęć przytulenia się do tego chłopaka wzrastała dwukrotnie. Oblizała usta i otaksowała spojrzeniem każdego z nich.
                  - Niall, tak? – spytała przystępując z nogi na nogę.
                  - Tak. To jest Niall, a to Harry, Zayn i Liam – wtrącił się Louis przedstawiając każdego ze swoich przyjaciół. Jej wzrok podążał za ruchami jego ręki. – Miło jest mi cię poznać, Layla.
                  - Mnie was również. Czujcie się jak u siebie. Chcecie się czegoś napić? – spytała ruszając w stronę kuchni. Na moment zapomniała o zimnie, jakie otaczało jej drobne ciało. Weszła do pomieszczenia z tym wielkim, pięknym stołem, na którym stały te przepiękne czerwono-krwiste tulipany i od razu ruszyła w stronę lodówki z nadzieją znalezienia w niej jakiegoś napoju. I nie pomyliła się. Butelka coli.
                  - Cola was satysfakcjonuje?! – spytała nieco głośniej patrząc w stronę salonu gdzie znajdowali się już chłopcy, którzy od razu dorwali się do ściany, na której wisiały jej zdjęcia.
                  - Jasne. Pomóc ci? – zapytał Harry wchodząc do kuchni. Stanął w przejściu i wbił w nią swoje spojrzenie. Uniosła wzrok na niego i uśmiechnęła się lekko.
                  - Gdybyś mógł mi pomóc znaleźć jakieś szklanki, to fajnie by było. Nie mam pojęcia gdzie, co jest. – Zagryzła lekko wargę zakłopotana stawiając butelkę na blacie i sama zaczęła poszukiwania. Po chwili dołączył się do niej chłopak z przeuroczymi dołeczkami w policzkach, które pokazywały się w momencie, kiedy usta bruneta rozciągały się w uśmiechu.
                  - Dlaczego zdecydowałaś się nas kryć? – wypalił nagle, a Layla zastygła w bezruchu. Powoli przeniosła wzrok na chłopaka.
                  - Nie miałam zbyt wielkiego wyboru, Harry. Zresztą… Czy to ważne? – Wzruszyła ramionami i powróciła do szukania szklanek. Jednak to Harry je odnalazł, jako pierwszy i wyciągał już sześć na bufet. Wzięła napój i trzy naczynka, niosąc je do salonu.
Odstawiła na stolik i obrzuciła krótkim spojrzeniem każdego z nich. Zayn siedział na kanapie, Niall majstrował coś przy wieży, Liam oglądał kominek, a Louis przyglądał się zdjęciom.
                  - Jesteś urocza. Dałaś im te prywatne zdjęcia? – spytał brunet i odwrócił się w jej stronę. Wyprostowała się akurat w momencie, kiedy wszyscy inni wbili w nią swoje spojrzenie.
                  - Nie. I nie mam pojęcia skąd je wzięli, skoro ja im nic nie pokazywałam… ale nie chcę w to wnikać. Mam pracować, a nie pytać. – Wzruszyła ramionami i sięgnęła po butelkę by ją odkręcić. Ale jak na złość, nie była w stanie sobie z nią poradzić. – Mógłby mi ktoś pomóc? – Wyciągnęła przed siebie rękę w oczekiwaniu. Zayn od razu uśmiechnął się do niej i zabrał colę, po czym przesunął się na brzeg kanapy i zaczął rozlewać napój do szklanek. Layla uśmiechnęła się do niego w podzięce.
                  - W sumie to i dobrze. Czasami lepiej nie wnikać w to, w jaki sposób, co i jak znajdują. Dla własnego zdrowia – powiedział Liam i uśmiechnął się do niej ciepło, po czym usiadł obok Malika. – Im mniej wiemy - tym lepiej śpimy, podobno.
                  - Wiem. - Chciała coś jeszcze dodać, ale Horan wtrącił się jej w zdanie.
                  - Masz coś do jedzenia? – Uniósł brew do góry kładąc dłoń na brzuchu. Wszyscy nagle ryknęli śmiechem. Spojrzała na nich nie rozumiejąc, o co chodzi i przeniosła wzrok na blondyna.
                  - Nie wiem, pewnie mam, musisz poszukać, kuchnia jest do twojej dyspozycji. – Uśmiechnęła się lekko i niemalże wzdrygnęła się, kiedy poczuła czyjeś dłonie na swojej talii, a po chwili do jej nozdrzy dotarł silny zapach męskich perfum.
                  - Nie tylko na zdjęciach jesteś urocza. Coś mi mówi, że będziesz jednym z najlepszych wyborów Modestu. Na pewno będziesz lepsza niż Eleanor. – Ciepły dreszcz przeszedł po jej plecach, kiedy poczuła miękkie wargi na swojej skroni. Dotarło do niej, że to był Louis. Jej potencjalny chłopak.
                  - To o Eleanor mi mówili? Podobno nie była godna zbyt wielkiej uwagi mimo miłości fanek do niej, tak? – Uśmiechnęła się starając zejść na ziemię.
                  - Tak, no cóż, El się nie sprawdziła. Zobaczymy jak będzie z tobą. Ale już wyglądacie dobrze – skomentował Zayn lustrując ich od góry do dołu. Na twarzy Layli pojawiły się delikatne rumieńce.
                  - Hej, nie zawstydzaj mi mojej dziewczyny. – Zaśmiał się Louis i mocniej ją do siebie przyciągnął, tak, że zderzyli się biodrami, na co Tomlinson parsknął tylko głośniej śmiechem. – I leci na mnie!
                  - Och Boże. – Po brunetce było widać zażenowanie, jakie wpłynęło na jej twarz, ale mimo wszystko usta rozciągnęły się jej w uśmiechu.
                  - Przyzwyczajaj się – powiedział Niall wchodząc do salonu z paczką ciastek w ręce. – Zapewnili Ci tyle jedzenia… Mogę tu zamieszkać? – spytał, na co jako pierwszy Louis zaczął się znowu śmiać. A po chwili wtórowali mu wszyscy.
                  - Przyzwyczajaj się do jego częstej obecności tutaj. Niall słynie z miłości do jedzenia. Ta miłość pobija jego inne miłości. – Zaśmiał się Harry przyglądając się przyjacielowi, chociaż było widać jak kątem oka zerka w stronę Louisa. Harry należał do tego typu chłopaków, którzy byli zazdrośni o swoją drugą połówkę. Bez względu na to, z kim była bliżej czy dalej. A on uważał, że Louis Tomlinson był jego drugą połówką, dlatego też te wszystkie przykrywki działały mu na nerwy. Między innymi Eleanor, której własnoręcznie się pozbył. A Layla? Chwilowo nie widział w niej zagrożenia i wątpił w to, by jakieś przyniosła, było po niej widać, że sama nie do końca jest pozytywnie nastawiona do tego krycia ich. Była sceptycznie nastawiona i musiała naprawdę potrzebować pieniędzy skoro się na to zgodziła. Tak mu się wydawało.
                  - W porządku. Ten dom i tak jest olbrzymi. Jeszcze nie zwiedziłam całego, ale ta ilość schodów… - Spojrzała w kierunku holu. Reszta również powędrowała za nią wzrokiem.
                  - Możemy zwiedzić z tobą – oznajmił Louis odsuwając się i klasnął w dłonie. A to oznaczało tylko jedno – nie zamierzał się wycofywać ze swojego pomysłu.
                  - Louis postanowił, to idziemy! – potwierdził Liam wstając z kanapy. Layla rozchyliła lekko usta nie wiedząc, co powiedzieć, ale po chwili je zamknęła, kiedy Louis popchnął ją do przodu by nie stała jak kołek.

~*~


      Głośna muzyka, mnóstwo ludzi ocierających się o siebie, kolejka przy barze, lejące się strumienie alkoholu, błyskające w różnych kolorach tęczy światła. Rise Superclub przy Leicester Street. Ubrana w obcisłą, sięgającą połowy uda, turkusową sukienkę firmy ASOS z najnowszej kolekcji z wyciętymi plecami i odpowiednim wycięciem by wyeksponować biust, oraz czarne sandały na szpilce z ALDO, model Alvara, weszła odrzucając do tyłu długie włosy. Pozostawiała za sobą smugę zapachu kokosowych perfum Rihanny, kierując swoje kroki ku barowi. To chłopcy polecili jej ten klub, jako jeden z wielu zresztą, ale kiedy sprawdziła w internecie, ten… wydał się jej być odpowiedni. Kiedy przebiła się w końcu przez tańczący tłum uśmiechnęła się do barmana, który od razu podszedł do niej.
                  - Co podać? – spytał, a ona jedynie przygryzła lekko wargę. Po chwili zastanowienia uśmiechnęła się i mu odpowiedziała.
                  - Strawberry Night. – Odwróciła się do niego plecami przyglądając się tańczącym osobom. Kobiety, mężczyźni, pary, single… Wolałaby przyjść tu ze swoimi przyjaciółkami, czy z chłopakiem, ale teraz jedynie znała piątkę chłopaków, z którymi miała pracować. Ponownie odwróciła się w stronę baru i wyciągnęła portfel z kopertówki i zapłaciła od razu, kiedy tylko dostała swoje zamówienie. Uniosła do góry kieliszek wypełniony kolorowym płynem i mieszanką alkoholi, po czym oparła się biodrem o ladę śledząc uważnie ruchy ludzi. Gdyby była w lepszym nastroju, już byłaby na parkiecie, tymczasem musiała sobie poprawić humor drinkiem, ewentualnie dwoma. Zamoczyła pełne wargi w płynie, upijając odrobinę go. Zabawni byli ludzie, którzy myśleli, że potrafią tańczyć, tymczasem niezdarnie wyginali się na parkiecie, co jakiś czas potrącając swoich sąsiadów. Ale znalazła się też grupa ludzi, po których było widać, że taniec to ich życie. Zawsze chciała tańczyć w jakiejś grupie, ale nigdy się za to nie zabrała. Ciągle brakowało jej odwagi i większej motywacji. Zawsze znajdowała inną wymówkę, a teraz? Teraz czuła się już na to za stara. Pociągnęła kolejny łyk i spojrzała w górę, przy barierkach stali ludzie, przyglądając się tym z dołu, być może spoglądali także na nią, kiedy ona ukradkiem obrzucała spojrzeniem każdego z nich.
Oblizała powoli usta i spojrzała w końcu na swój kieliszek. Jeszcze trochę i będzie mogła odstawić puste szkło na ladę. Alkohol już zaczynał krążyć w jej żyłach. Czuła ciepło rozlewające się powoli po jej ciele i to dobrze jej znane otępienie w mózgu.
Przechyliła mocniej kieliszek i pochłonęła jego zawartość w całości jednym, większym łykiem. Odwróciła się i z cichym stuknięciem odstawiła kielich, po czym ruszyła w tłum. Jej ciało zgrabnie zaczęło się poruszać podczas rytmów muzyki. Znajdowała się nieopodal tej grupki ludzi, którzy taniec mieli we krwi, jak to przedtem stwierdziła w myślach. Przymknęła powieki rozkoszując się odczuwanymi bitami w ciele. Nie przejęła się do końca, kiedy ktoś znalazł się za nią, zaczynając wspólny taniec do rytmów nowego remixu jednej z nowych piosenek Nicki Minaj. Pochlebiało jej to, że ktoś zechciał z nią zatańczyć. Ten ktoś ruszał się również całkiem nieźle, to się dało wyczuć nawet, jeśli w ciągu dalszym jej powieki były przymknięte.
Jej biodra się poruszały, a dłonie znajdujące się na nich wędrowały po jej ciele. Nie przeszkadzało jej to.
Po jakimś czasie odwróciła się przodem do swojego partnera, obdarzając go lekkim uśmiechem. Przystojny, wysoki blondyn, w białej koszuli lekko rozpiętej i czarnej marynarce. Pod jego strojem było widać szerokie barki i dobrze zbudowaną sylwetkę. Było czuć od niego odrobinę alkoholu, papierosy i perfumy. I zdecydowanie dobrze się ruszał, teraz to widziała, kiedy obrzuciła go spojrzeniem, jednocześnie sprawdzając jego ruchy.
Jeden taniec, za chwilę kolejny i kolejny.
                  - Mogę postawić Ci drinka? – spytał w końcu pochylając się nad nią i nieco głośniej mówiąc wprost d jej ucha.
                  - Czemu nie? – odpowiedziała, pozwalając się poprowadzić do baru.
                  - Co pijesz?
                  - Strawberry Night.
                  - Strawberry Night i whisky z colą. – Mężczyzna zwrócił się do barmana. – Jak masz na imię?
                  - Layla. A ty? – Przerzuciła na drugie ramię włosy spoglądając na jego twarz. Był wyższy od niej, chociaż miała dość wysokie szpilki.
                  - Martin. – Posłał jej jeden ze swoich najlepszych uśmiechów, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów i podsunął ją w jej stronę. – Palisz?
                  - Nie, dziękuję. – Grzecznie odmówiła i porwała w dłoń swojego drinka. Zanurzyła usta w trunku spoglądając na niego, kiedy odpalał papierosa i zaciągał się nim. Wydawało się jej, że widzi jak wielką ulgę przynosi mu dym tytoniowy rozchodzący się po płucach. Nawet w tym momencie wydawał się jej być prawie idealny.
Prawie, bo jakiś czas później, po kilku kolejnych drinkach, kiedy ponownie znaleźli się na parkiecie zaczął się do niej dobierać. Spławiła go, wykręcając się wizytą w toalecie. Ale Martin nie odpuścił, kiedy wyszła z kabiny, czekał na nią. Nie skrywała lekkiego przerażenia. Nie bardzo wiedziała, co ma zrobić by go wyminąć i uciec. Nienawidziła mężczyzn, którzy nie rozumieli słowa „nie”, którzy byli tak pewni siebie, a jednocześnie tylko dzięki alkoholowi.
                  - Myślałaś, że mi uciekniesz? – spytał zagradzając jej drogę i lekko popychając na ścianę. Sam przysunął się blisko, bez mała dotykając jej swoim ciałem. Jego ręka znalazła się na jej biodrze, mocno je ściskając, a druga dłoń na policzku delikatnie go gładząc.
Odwróciła głowę w bok zaciskając mocno zęby i usta, na jej policzkach pojawiły się rumieńce, które lekko przebijały się przez podkład.
                  - Zostaw mnie, wychodzę. – powiedziała starając się go odepchnąć, na nic. Miała za mało siły, a on był zbyt rosły.
                  - Nie udawaj takiej cnotki. Gdybyś tego nie chciała, nie spędzałabyś ze mną wieczoru… - Na jego ustach wykwitł cwany uśmieszek, a jej serce nagle zaczęło szybko bić, jak gdyby w tym momencie wystartowało w jakimś wyścigu.
                  - Zostaw mnie – powtórzyła i zebrała w sobie siły by spróbować go ponownie odepchnąć. Udało się. Mężczyzna zachwiał się przez moment tracąc równowagę, a jej umożliwiając ucieczkę. Wyminęła go kierując si szybkimi krokami do wyjścia z toalety. Przechodziła już przez drzwi, kiedy, złapał ją za przed ramię ciągnąc do tyłu. Nie zdążyła nawet zareagować, a on puścił nagle jej rękę.
                  - Chodź. – Usłyszała jedynie, a przed oczami zobaczyła jakąś dziewczynę, która ciągnęła ją w kierunku przeciwnym do sali wypełnionej ludźmi. Słyszała jeszcze za sobą krzyk mężczyzny, ale stawał się coraz bardziej odległy.
Przeszła przez jakieś drzwi i nagle znalazła się na zewnątrz. Uznała, że musiało to być wyjście ewakuacyjne.
                  - Dziękuję – powiedziała, kiedy w końcu stanęły w miejscu.
                  - Nie dziękuj, tylko uważaj na siebie następnym razem. Nie wiesz, że do klubów, szczególnie w Londynie nie chodzi się w pojedynkę? To miasto nie jest aż tak bezpieczne, jak może się wydawać. – Opuściła głowę czując się tak, jakby właśnie dostała reprymendę od własnej matki. – Wszystko w porządku?
                  - Tak, tak. – Uniosła głowę do góry i spojrzała na swoją wybawczynię.
                  - Nie jesteś stąd, co? – Dziewczyna uśmiechnęła się ukazując szereg prostych, białych zębów. Layla wzruszyła lekko ramionami. – Och, to głupie pytanie. Oczywiście, że nie jesteś, bo nikt, kto mieszka tu, nie przychodzi sam do klubu.
                  - Mieszkam tu od… dzisiaj – odpowiedziała, zabierając kosmyk włosów za ucho.
                  - Czyli nie masz znajomych. Będę twoim pierwszym, jestem Wendy. – Dziewczyna wystawiła rękę do brązowookiej, która ją po chwili uścisnęła.
                  - Layla.
                  - Chodź. Po tym wszystkim przyda ci się napić się czegoś i zjeść coś konkretnego. Zabieram Cię na najlepszego hamburgera w mieście. Przynajmniej nie będziesz mogła powiedzieć, że twój pierwszy wieczór w stolicy był zmarnowany. – Zaśmiała się dźwięcznie, na co brunetka odpowiedziała jej szerokim uśmiechem, pozwalając się prowadzić, gdzieś. Przed siebie.

5 comments:

  1. Przeczytałam dwa razy - tak więc pora na komentarz:)
    Po pierwsze, nie powiem zaskoczyłaś mnie wątkiem o El. Nie mówię, że on mi się nie podoba - bo znając mnie już chwilę, wiesz jakie mam zdanie na 'pewne' tematy.
    Czekałam na ten rozdział tak długo, że cokolwiek byś tu nie wstawiła i tak pewnie by mi się podobało:)
    A co do szablonu, ostatnio jestem fanką minimalizmu - ale szablon ogólnie ładny.
    No więc czekam na więcej i życzę dużo weny <3
    L.B.

    ReplyDelete
  2. Hmmm, czyli jednak będzie coś o Larrym? :)
    Nie wiem czemu uważasz, że się nie popisałaś, mnie się bardzo podoba ten rozdział :)
    Louis wydaje się dość bezpośredni, spodziewałam się, że nie obdarzy Layly zbytnim zainteresowaniem...
    Oczywiście czekam na więcej! :>
    Ps: Szablon jest śliczny <3
    -@luuuvmyswaggy

    ReplyDelete
  3. Nie pamiętam, kiedy ostatnio pisałam jakiś komentarz. Jak tak teraz o tym myślę, to było to chyba wieki temu. Na pewno.
    W każdym razie - przeczytałam. Trochę nie w kolejności i muszę usystematyzować sobie wszystko w głowie, ale wiem jedno - będę tu. Modest zapowiada się na coś bardzo dobrego. Jejku, to fajne znów czytać takie historie.

    No i ten beeeeeeeeż :D

    ReplyDelete
  4. A no witam serdecznie moją kochaną Margo.
    Nie spodziewałam się, że spodoba mi się opowiadanie o 1D...
    A JEDNAK! Urzekłaś mnie jak zawsze swoim stylem pisania, nic tylko Ci pozazdrościć dziewczyno :)
    Chciałam zapytać tylko o jedną rzecz - aczkolwiek, czy będzie to paring zwany Larrym? (Mam kumpelę, fankę 1D, więc trochę się orientuję xD)
    Dalszy ciąg proszę i informuj mnie, co?

    ReplyDelete
  5. Super ;)) konkretnie i fajnie :D

    ReplyDelete