Dobry wieczór. Przedstawiam wam prolog nowej historii, która mam nadzieję, że spodoba się wam tak bardzo jak mnie. Być może jest oklepana, ale zamysł mi się spodobał. Liczę na to, że zostawicie mi swoją opinię w komentarzu. Och, okej. Nie będę przeciągać - życzę wam jak zawsze:
Smacznego.
Smacznego.
Siedziała przy stole, wpatrując się tępym
wzrokiem w krzesełko na wprost siebie. Czekała.
Może to, co miała do powiedzenia swojej rodzicielce, nie było czymś najlepszym, ale miało im pomóc. Objęła dłońmi kubek z chłodną kawą, która zdążyła już porządnie przestygnąć. Wciągnęła mocno powietrze w płuca i powoli je wypuściła, patrząc jak ostatki pary rozpływają się w innym kierunku przez jej oddech.
Kliknięcie zamka w drzwiach, skrzypnięcie zawiasów, trzeszcząca podłoga. Wróciła.
Nie drgnęła. Siedziała w tej samej pozycji, patrząc przez wielkie okno na spokojne morze. Propozycja, którą dostała, mogła uratować jej rodzinę i ten piękny dom znajdujący się na 61 Marine Parade w Gorleston. W zamian musiała jedynie oddać swoje prywatne życie światu, zostawić osoby, które kocha, przyjaciół. Była w stanie poświęcić to, tylko po to, by ratować dobytek i matkę, która zaharowywała się przez jej głupiego ojca, który narobił długów, a później rozpłynął się w powietrzu. Taki prezent zrobił jej na dwudzieste pierwsze urodziny.
Odgarnęła długie, ciemne włosy do tyłu i odwróciła głowę w stronę wejścia do jadalni.
- Nie musisz już więcej pracować, mamo. Za około trzy dni spłacę wszystkie długi ojca – odezwała się, czując wzrok matki na swoich ramionach. – I wyjadę do Londynu. Ale nie będziesz musiała już pracować. Zajmiesz się ogrodem jak zawsze. – Na jej usta wsunął się delikatny uśmiech. Powoli odwróciła się w stronę matki. Na jej twarzy było widoczne zdziwienie. – Nie martw się, wszystko jest w porządku – dorzuciła dziewczyna i odwróciła się przodem do okna, unosząc w dłoniach kubek. Zatopiła usta w kawowej cieczy, przymykając powieki, okalane gęstą kotarą czarnych rzęs.
- Layla. – Westchnęła ciężko, odstawiając z cichym stuknięciem porcelanę na wielki, drewniany blat. Powoli odsunęła krzesło i wstała, odwracając się w stronę kobiety, po której było widać, że ma te swoje czterdzieści lat na karku.
- Mamo, to już postanowione. Skoro mogę zapewnić ci spokojną przyszłość, bez zmartwień – zrobię to. I nie zmienisz mojej decyzji. Już podpisałam umowę. Za około trzy dni wyjeżdżam, a ty dostaniesz czek. Starczy na długi i na wszystkie inne rzeczy. A później zobaczymy. Nie musisz się już martwić. – Podeszła do matki i pogładziła dłonią jej ramię, uśmiechając się ciepło, po czym wyszła z jadalni, kierując się korytarzem tuż do schodów. Zawsze irytowała ją skrzypiąca podłoga. Teraz mogła się cieszyć, że za każdym razem, kiedy wróci do domu, będzie ją słyszeć i nie musiała się martwić tym, że przejście po tych schodach będzie jej ostatnim. Wdrapała się na pierwsze piętro i przeszła przez hol na sam koniec, do ostatnich drzwi. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, zamykając za sobą cicho drzwi. Znalazła się w swoim azylu, w swoich ulubionych lawendowych ścianach. Co prawda sama nazwałaby ten kolor bardziej purpurowym, ale kiedy kupowała tę farbę, na opakowaniu było napisane „lawendowe wzgórza”. Skoro producent sobie tak wymyślił, nie zamierzała tego podważać. Rozejrzała się po swoim pokoju, opierając plecami o mahoniowe drzwi, na których wisiał puchowy szlafrok w kremowym kolorze i krótka, dżinsowa kurtka, którą ostatnio dość często nosiła.
Jej wzrok powoli zatrzymywał się na poszczególnych meblach. Pierwszym miejscem było biurko, które teraz raczej robiło jej za toaletkę, chociaż za czasów szkoły leżało na nim mnóstwo kartek i zeszytów. Teraz stały na nim przeróżne kosmetyki. Od lakierów do paznokci chyba we wszystkich dostępnych barwach, przez kilkanaście palet cieni czy kilka kubków wypchanych tuszami. Szminki miały swoje wyjątkowe miejsce w skrzyneczce, poukładane kolorystycznie – zresztą jak wszystkie jej kosmetyki. Po lewej stronie mebla stały flakoniki z perfumami i kosmetykami do układania włosów. A po samym środku biurka było duże, okrągłe lustro, oparte o ścianę. Do jego brzegów przyklejone były jej fotografie z przyjaciółmi. Uśmiechnęła się na samą myśl o nich.
Nie mogła się załamywać. Musiała być silna i naprawić szkody wyrządzone przez tego mężczyznę. A któregoś dnia, jeśli jeszcze go w ogóle spotka – zabije go. Zniszczył tę rodzinę, matkę doprowadził do depresji. Jedyne, co martwiło Laylę, to to, czy jej mama da sobie radę bez niej i czy będzie brać leki. Ale wierzyła w to, że kobieta wyzdrowieje i któregoś dnia zadzwoni do domu i dowie się, że wszystko jest tak jak było, że życie wróciło do normy, a jej poświęcenie nie poszło na marne.
Przeniosła wzrok w stronę ściany, na której znajdowało się wielkie okno, z którego mogła podziwiać widok na morze i plażę. I chociaż jak to w Wielkiej Brytanii bywa, za wiele słońca nie ma, lepszy taki widok, niż szare ulice.
Westchnęła cicho i odepchnęła się od drewnianej powierzchni drzwi i podeszła bliżej okna, odgarniając dłonią długie, gładkie firanki. Wbiła wzrok w spokojną taflę wody. Gdzieś w oddali dryfował statek, przy brzegu jakieś dzieci pod opieką swoich matek budowały prawdopodobnie zamek z piasku.
Oparła się czołem o zimne szkło i przymknęła oczy, które zaczęły zachodzić łzami.
Bała się swojej nowej „pracy”. Bała się tego, kim są ci ludzie, co będzie musiała robić. Po jej policzku powoli spłynęła pojedyncza łza. Szybko ją jednak starła dłonią, nie chcąc dopuścić do tego, by się kompletnie rozkleić. Musiała być silna. Policzyła do dwudziestu w myślach i odsunęła się, zasłaniając okno, po czym odwróciła się przodem do pokoju. Jej wzrok padł najpierw na łóżko, pod którym spoczywała jej walizka. Musiała się szybko spakować. Nie miała zbyt wiele czasu. Następnego dnia, albo dwa dni później, mieli przyjechać po jej rzeczy. Musiały znaleźć się w Londynie wcześniej, niż ona, żeby uniknąć jakichś plotek. To wszystko miało wyglądać normalnie. Ruszyła w stronę wielkiej szafy, która znajdowała się na wprost łóżka. Otworzyła ją i zaczęła po kolei wyrzucać na łóżko ulubione ubrania. Żeby spakować wszystkie swoje ulubione rzeczy potrzebowałaby kilka pudeł, po lodówkach. Być może wtedy starczyłoby jej miejsca, teraz wydawało się niemożliwym spakowanie tego, co rzuciła na łóżko.
„Just met a boy, just met a boy when he can become my little problem cause it look like he modelin clot…”
Po pokoju rozniosła się jedna z jej ulubionych melodii, zaznaczona na jedną – szczególną osobę. Zostawiła wszystko i rzuciła się bez mała do telefonu, chwytając aparat w dłoń.
Może to, co miała do powiedzenia swojej rodzicielce, nie było czymś najlepszym, ale miało im pomóc. Objęła dłońmi kubek z chłodną kawą, która zdążyła już porządnie przestygnąć. Wciągnęła mocno powietrze w płuca i powoli je wypuściła, patrząc jak ostatki pary rozpływają się w innym kierunku przez jej oddech.
Kliknięcie zamka w drzwiach, skrzypnięcie zawiasów, trzeszcząca podłoga. Wróciła.
Nie drgnęła. Siedziała w tej samej pozycji, patrząc przez wielkie okno na spokojne morze. Propozycja, którą dostała, mogła uratować jej rodzinę i ten piękny dom znajdujący się na 61 Marine Parade w Gorleston. W zamian musiała jedynie oddać swoje prywatne życie światu, zostawić osoby, które kocha, przyjaciół. Była w stanie poświęcić to, tylko po to, by ratować dobytek i matkę, która zaharowywała się przez jej głupiego ojca, który narobił długów, a później rozpłynął się w powietrzu. Taki prezent zrobił jej na dwudzieste pierwsze urodziny.
Odgarnęła długie, ciemne włosy do tyłu i odwróciła głowę w stronę wejścia do jadalni.
- Nie musisz już więcej pracować, mamo. Za około trzy dni spłacę wszystkie długi ojca – odezwała się, czując wzrok matki na swoich ramionach. – I wyjadę do Londynu. Ale nie będziesz musiała już pracować. Zajmiesz się ogrodem jak zawsze. – Na jej usta wsunął się delikatny uśmiech. Powoli odwróciła się w stronę matki. Na jej twarzy było widoczne zdziwienie. – Nie martw się, wszystko jest w porządku – dorzuciła dziewczyna i odwróciła się przodem do okna, unosząc w dłoniach kubek. Zatopiła usta w kawowej cieczy, przymykając powieki, okalane gęstą kotarą czarnych rzęs.
- Layla. – Westchnęła ciężko, odstawiając z cichym stuknięciem porcelanę na wielki, drewniany blat. Powoli odsunęła krzesło i wstała, odwracając się w stronę kobiety, po której było widać, że ma te swoje czterdzieści lat na karku.
- Mamo, to już postanowione. Skoro mogę zapewnić ci spokojną przyszłość, bez zmartwień – zrobię to. I nie zmienisz mojej decyzji. Już podpisałam umowę. Za około trzy dni wyjeżdżam, a ty dostaniesz czek. Starczy na długi i na wszystkie inne rzeczy. A później zobaczymy. Nie musisz się już martwić. – Podeszła do matki i pogładziła dłonią jej ramię, uśmiechając się ciepło, po czym wyszła z jadalni, kierując się korytarzem tuż do schodów. Zawsze irytowała ją skrzypiąca podłoga. Teraz mogła się cieszyć, że za każdym razem, kiedy wróci do domu, będzie ją słyszeć i nie musiała się martwić tym, że przejście po tych schodach będzie jej ostatnim. Wdrapała się na pierwsze piętro i przeszła przez hol na sam koniec, do ostatnich drzwi. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, zamykając za sobą cicho drzwi. Znalazła się w swoim azylu, w swoich ulubionych lawendowych ścianach. Co prawda sama nazwałaby ten kolor bardziej purpurowym, ale kiedy kupowała tę farbę, na opakowaniu było napisane „lawendowe wzgórza”. Skoro producent sobie tak wymyślił, nie zamierzała tego podważać. Rozejrzała się po swoim pokoju, opierając plecami o mahoniowe drzwi, na których wisiał puchowy szlafrok w kremowym kolorze i krótka, dżinsowa kurtka, którą ostatnio dość często nosiła.
Jej wzrok powoli zatrzymywał się na poszczególnych meblach. Pierwszym miejscem było biurko, które teraz raczej robiło jej za toaletkę, chociaż za czasów szkoły leżało na nim mnóstwo kartek i zeszytów. Teraz stały na nim przeróżne kosmetyki. Od lakierów do paznokci chyba we wszystkich dostępnych barwach, przez kilkanaście palet cieni czy kilka kubków wypchanych tuszami. Szminki miały swoje wyjątkowe miejsce w skrzyneczce, poukładane kolorystycznie – zresztą jak wszystkie jej kosmetyki. Po lewej stronie mebla stały flakoniki z perfumami i kosmetykami do układania włosów. A po samym środku biurka było duże, okrągłe lustro, oparte o ścianę. Do jego brzegów przyklejone były jej fotografie z przyjaciółmi. Uśmiechnęła się na samą myśl o nich.
Nie mogła się załamywać. Musiała być silna i naprawić szkody wyrządzone przez tego mężczyznę. A któregoś dnia, jeśli jeszcze go w ogóle spotka – zabije go. Zniszczył tę rodzinę, matkę doprowadził do depresji. Jedyne, co martwiło Laylę, to to, czy jej mama da sobie radę bez niej i czy będzie brać leki. Ale wierzyła w to, że kobieta wyzdrowieje i któregoś dnia zadzwoni do domu i dowie się, że wszystko jest tak jak było, że życie wróciło do normy, a jej poświęcenie nie poszło na marne.
Przeniosła wzrok w stronę ściany, na której znajdowało się wielkie okno, z którego mogła podziwiać widok na morze i plażę. I chociaż jak to w Wielkiej Brytanii bywa, za wiele słońca nie ma, lepszy taki widok, niż szare ulice.
Westchnęła cicho i odepchnęła się od drewnianej powierzchni drzwi i podeszła bliżej okna, odgarniając dłonią długie, gładkie firanki. Wbiła wzrok w spokojną taflę wody. Gdzieś w oddali dryfował statek, przy brzegu jakieś dzieci pod opieką swoich matek budowały prawdopodobnie zamek z piasku.
Oparła się czołem o zimne szkło i przymknęła oczy, które zaczęły zachodzić łzami.
Bała się swojej nowej „pracy”. Bała się tego, kim są ci ludzie, co będzie musiała robić. Po jej policzku powoli spłynęła pojedyncza łza. Szybko ją jednak starła dłonią, nie chcąc dopuścić do tego, by się kompletnie rozkleić. Musiała być silna. Policzyła do dwudziestu w myślach i odsunęła się, zasłaniając okno, po czym odwróciła się przodem do pokoju. Jej wzrok padł najpierw na łóżko, pod którym spoczywała jej walizka. Musiała się szybko spakować. Nie miała zbyt wiele czasu. Następnego dnia, albo dwa dni później, mieli przyjechać po jej rzeczy. Musiały znaleźć się w Londynie wcześniej, niż ona, żeby uniknąć jakichś plotek. To wszystko miało wyglądać normalnie. Ruszyła w stronę wielkiej szafy, która znajdowała się na wprost łóżka. Otworzyła ją i zaczęła po kolei wyrzucać na łóżko ulubione ubrania. Żeby spakować wszystkie swoje ulubione rzeczy potrzebowałaby kilka pudeł, po lodówkach. Być może wtedy starczyłoby jej miejsca, teraz wydawało się niemożliwym spakowanie tego, co rzuciła na łóżko.
„Just met a boy, just met a boy when he can become my little problem cause it look like he modelin clot…”
Po pokoju rozniosła się jedna z jej ulubionych melodii, zaznaczona na jedną – szczególną osobę. Zostawiła wszystko i rzuciła się bez mała do telefonu, chwytając aparat w dłoń.
Ralph.
Nabrała dużo powietrza w płuca i nacisnęła zieloną słuchawkę, przykładając telefon komórkowy do ucha. Przełknęła głośno ślinę i usiadła na brzegu łóżka, czekając na jakieś słowa od osoby po drugiej stronie aparatu.
- Wiem, że tam jesteś. Słyszę twój oddech. Ale ja nie o tym chce rozmawiać, Lay. Zejdź na dół. Chcę ci coś dać, chociaż dobrze wiem, że nie jesteśmy już razem. Mam dla ciebie prezent, skoro wyjeżdżasz do Londynu. Mam coś, co może ci się tam przydać.
- Nie trzeba było, Ralph. Wolałabym nie dostać nic od nikogo, bo wtedy będzie o wiele mniejszy ból rozstania. A tak… Och. Podejdź do drzwi i zadzwoń. Mama na pewno cię wpuści. Jestem u siebie, pakuję się. Przydasz mi się. Pomożesz mi w tym, chociaż doskonale wiem, że nie mam prawa cię tyle wykorzystywać. – Oblizała usta i zabierając na chwilę telefon od ucha, przeciągnęła się tak mocno, że kości w jej ciele aż chrupnęły, dając o sobie znać, że ciągle tam są i raczej nie ruszają się z miejsca, ze strachem, iż ktoś zajmie ich honorowe miejsce.
- … by to był dobry pomysł. – Przewróciła oczami i podniosła się ponownie podchodząc do okna. Stał oparty o swojego srebrnego Bentleya GTC V8. Niebo nad nim zaczęło się ściemniać. Na szczęście miał zasłonięty dach. Zanosiło się na burzę.
- Wejdź do domu i mnie nie denerwuj. Zaraz będzie padać. Mam ciasto i zrobię kawę. Czekam na ciebie. – Rozłączyła się bez uprzedzenia i odłożyła na szafkę nocną telefon, po czym skierowała się do wyjścia z pokoju. Powoli zaczęła schodzić po schodach. Tym razem się nie spieszyła, chociaż zazwyczaj, gdy Ralph do niej przyjeżdżał, zbiegała po schodach, nie patrząc na to, że może się potknąć i spaść. Po domu rozniósł się tradycyjny dzwonek „ding-dong”. Zupełnie taki jak w bajkach.
- Otworzę – powiedziała nieco głośniej i przyspieszyła nieco, by po chwili zeskoczyć z dwóch ostatnich schodków i podejść do drzwi wejściowych. Nacisnęła klamkę i odsunęła się, wpuszczając wysokiego mężczyznę o prawie czarnych oczach do środka. Jak na Brytyjczyka był mocno opalony. A to tylko zasługa ich wspólnego wyjazdu. Miesiąc temu wyjechali na dwa tygodnie na Majorkę. Jej co prawda nie było stać, ale Ralph się uparł i zafundował jej cały wyjazd. Jego zawsze było na wszystko stać. Po prawie dziewięciu latach bycia ze sobą musieli się rozstać. Nie mogła zabrać ze sobą nikogo do Londynu, musiała pozbyć się większości swoich znajomych. Musiała się stać kimś innym. Tego wymagał od niej kontrakt.
- Layla… - Westchnęła cicho i uniosła wzrok do góry. Posłała delikatny uśmiech chłopakowi i zamknęła za nim drzwi. Chciała go wyminąć, ale nie pozwolił jej na to. Poczuła mocny uścisk jego ramion na sobie. Jej twarz wtuliła się w końcu w jego tors, przesiąknięty zapachem Hugo Boss Bottled. Przymknęła powieki i sama objęła go w pasie, dłonie wsuwając pod jasną dżinsową kurtkę z Top Man.
- Kiedy wrócisz do domu, daj znać. Będę na ciebie czekał – powiedział, a ją jakby olśniło. Od razu wyswobodziła się z jego objęć i wyprostowała, cofając o krok do tyłu.
- Ralph, ja nie wiem, kiedy wrócę. – Złapała go za dłoń i pociągnęła w stronę schodów. Na razie nie chciała, by mama słyszała, że może jej nie być o wiele dłużej, niż zapewne by chciała. – Idź do mnie do pokoju. Zaraz przyniosę ciasto i kawę. Zrzuć ubrania na podłogę. – Odwróciła się i od razu powędrowała w stronę kuchni. Wyciągnęła dwa talerzyki z szafki i zabrała ze szklanej patery po kawałku czekoladowego ciasta z truskawkami. Następnie wyciągnęła dwa kubki i po kolei podstawiła jeden po drugim pod ekspres. Chwilę później postawiła wszystko na tacy i poszła na górę do swojego pokoju.
- Dlaczego powiedziałaś, że nie wiesz, kiedy wrócisz? – spytał, nim zdążyła zamknąć za sobą drzwi. Odstawiła tackę na biurko i odwróciła się w jego stronę. Mama siedziała w salonie i oglądała coś w telewizji. Nabrała sporo powietrza w płuca i spojrzała na niego.
- Bo może być to za rok, albo za pięć lat. Ale nie martw się. Śledź nowinki, będziesz wiedział o wszystkim, co się ze mną dzieje. I tylko niech cię to nie zmyli. Nie mogę ci nic teraz powiedzieć. Ale wiedz, że gdybym nie musiała – nie robiłabym tego. A ty zawsze będziesz w moim sercu. W końcu byłeś i jesteś moją pierwszą miłością. – Uśmiechnęła się delikatnie i podeszła do niego. Kiedy tylko znalazła się w zasięgu jego rąk, od razu objął ją mocno w pasie i przyciągnął w swoją stronę tak, że oparła się całym ciężarem ciała o niego.
- A ja zawsze będę cię kochać, Lay. Nieważne, co się stanie, co będziesz robić. Wiem, jaka jesteś i nic, ani nikt tego nie zmieni. I zawsze będę bronić twojego imienia. – Ucałował jej obojczyk, który odsłonięty był przez szarą koszulkę.
- Cokolwiek przeczytasz, wiedz, że jest to kłamstwem. Ale nie mów o tym nikomu. Nikt nie może wiedzieć. – Pochyliła się nad nim i ucałowała delikatnie jego usta. Objął ją mocniej w pasie i podniósł do góry, pozwalając by usiadła na nim okrakiem. Nie przerywając pocałunku przysunął ją blisko siebie. Tak, blisko, że kartka papieru nie weszłaby między nich. Trzymała jego twarz w dłoniach i oddawała się pocałunkowi, pozwalając, by jego gorące wargi rozchyliły jej usta i wdarły się do środka, splątując ich języki w namiętnym tańcu. Pozwalała mu na to ostatni raz.
Ostatni raz oddawała taki pocałunek swojej miłości. Później będzie musiała zapomnieć o Ralphie. Ze łzami w oczach napawała się smakiem jego miękkich warg.
- Kocham cię, Layla. Zawsze będę cię kochał – wyszeptał, kiedy w końcu odsunęli się od siebie. Spojrzał w jej oczy i puszczając ją, kciukami starł łzy, które uciekły z jej oczu. – Zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Bez względu na wszystko. – Musnął jej usta i mocno przytulił ją do siebie.
Zamknęła drzwi za sobą wychodząc przed
dom. Ostatnie dwa kartony chowane były w bagażniku nowiutkiego czarnego,
błyszczącego Rolls Royce Ghost Exterior. Na stoliku przy wejściu, gdzie
odkładano zawsze klucze zostawiła białą kopertę podpisaną „Mama”. Opierała się o przeźroczysty wazonik z
żółtymi tulipanami. Tuż obok drugiej koperty, w której znajdował się czek na
kilkaset tysięcy funtów.
Odwróciła się ostatni raz zerkając na dom i wsunęła na nos duże, czarne okulary. Wciągnęła po raz ostatni świeże, morskie powietrze i podeszła do samochodu. Kierowca od razu otworzył jej drzwi i wsiadła do środka, lokując się na siedzeniu tuż za kierowcą. Nie patrzyła na dom. Wtedy zaczęłaby płakać. Jej matka była w pracy, więc nie musiała się z nią żegnać. Zrobiła to rano. Wystarczająco mocno ją to bolało.
- Gotowa na zmianę swojego życia na lepsze? – Wzruszyła ramionami, nawet nie odwracając głowy w stronę mężczyzny, który siedział na miejscu pasażera, tuż obok kierowcy. Nawet nie rozumiała, po co on tu. Już wszystko wiedziała. Kierowca zawiezie ją do Londynu na Bedford Gardens 81. To miał być od tego dnia jej nowy dom. Dom, w którym będzie budzić się sama. Dom, w którym niekoniecznie będzie się czuć bezpiecznie. Samochód ruszył. Już nie było odwrotu.
Teraz mogła zacząć się modlić o lepsze jutro.
Odwróciła się ostatni raz zerkając na dom i wsunęła na nos duże, czarne okulary. Wciągnęła po raz ostatni świeże, morskie powietrze i podeszła do samochodu. Kierowca od razu otworzył jej drzwi i wsiadła do środka, lokując się na siedzeniu tuż za kierowcą. Nie patrzyła na dom. Wtedy zaczęłaby płakać. Jej matka była w pracy, więc nie musiała się z nią żegnać. Zrobiła to rano. Wystarczająco mocno ją to bolało.
- Gotowa na zmianę swojego życia na lepsze? – Wzruszyła ramionami, nawet nie odwracając głowy w stronę mężczyzny, który siedział na miejscu pasażera, tuż obok kierowcy. Nawet nie rozumiała, po co on tu. Już wszystko wiedziała. Kierowca zawiezie ją do Londynu na Bedford Gardens 81. To miał być od tego dnia jej nowy dom. Dom, w którym będzie budzić się sama. Dom, w którym niekoniecznie będzie się czuć bezpiecznie. Samochód ruszył. Już nie było odwrotu.
Teraz mogła zacząć się modlić o lepsze jutro.
Cześć
mamo.
Dzisiaj wyjątkowo się cieszę, że jesteś w pracy. Nie muszę się z Tobą żegnać tuż przed odjazdem. Sądzę, że byłoby to jeszcze cięższe. Wiesz, że Cię kocham, prawda?
Mogę Ci teraz wyjaśnić, co się ze mną będzie działo, co to za praca, gdzie będę.
Na koniec zostawię Ci swój nowy adres zamieszkania. Będziesz mogła do mnie pisać listy. Kiedy dowiem się, że jest w porządku, dam Ci znać i przyjedziesz do mnie.
W tej szarej kopercie jest czek, zrealizuj go i spłać wszystkie długi ojca.
Skąd taka suma? Otóż zostanę tak zwaną „Brodą”. Nie wolno Ci jednak pod żadnym pozorem nikomu o tym powiedzieć. Nikt nie może się dowiedzieć, że ten związek nie jest prawdziwy.
Zapłacili mi za granie. Usłyszysz o tym, będzie szum w mediach.
Mam być dziewczyną jednego z chłopaków z One Direction. To będzie dziwne, bo przyzwyczaiłam się chyba do Ralpha. To też miłość, oczywiście. Ale mimo wszystko to też przyzwyczajenie. W końcu dziewięć lat byliśmy ze sobą. Zaczynaliśmy jako dzieciaki…
Cokolwiek by się nie działo – będę bezpieczna. Będę mieć zapewnioną ochronę. Nie wiem, jaką bajkę wypuści Modest, ale wszystko to będą kłamstwa.
Wiem, piszę od rzeczy. Mam pustkę w głowie i nie wiem, co jeszcze Ci powiedzieć.
Liczę na to, że będziesz brać leki. Zawsze możesz zadzwonić do Ralpha. Obiecał mi, że będzie co jakiś czas do Ciebie zaglądać i sprawdzać, jak się czujesz. Ja sama postaram się dzwonić tak często, jak to tylko będzie możliwe.
Mamo. Bądź silna. Pamiętaj, że jestem i zawsze będę. W razie potrzeby możesz dzwonić.
Kocham Cię. I bądź szczęśliwa. Powinnaś złożyć papiery rozwodowe i zacząć na nowo układać sobie życie, znaleźć kogoś, kto będzie Ciebie godny. A nie to co „tata”. Nie przedłużam już. Kończę.
Dzisiaj wyjątkowo się cieszę, że jesteś w pracy. Nie muszę się z Tobą żegnać tuż przed odjazdem. Sądzę, że byłoby to jeszcze cięższe. Wiesz, że Cię kocham, prawda?
Mogę Ci teraz wyjaśnić, co się ze mną będzie działo, co to za praca, gdzie będę.
Na koniec zostawię Ci swój nowy adres zamieszkania. Będziesz mogła do mnie pisać listy. Kiedy dowiem się, że jest w porządku, dam Ci znać i przyjedziesz do mnie.
W tej szarej kopercie jest czek, zrealizuj go i spłać wszystkie długi ojca.
Skąd taka suma? Otóż zostanę tak zwaną „Brodą”. Nie wolno Ci jednak pod żadnym pozorem nikomu o tym powiedzieć. Nikt nie może się dowiedzieć, że ten związek nie jest prawdziwy.
Zapłacili mi za granie. Usłyszysz o tym, będzie szum w mediach.
Mam być dziewczyną jednego z chłopaków z One Direction. To będzie dziwne, bo przyzwyczaiłam się chyba do Ralpha. To też miłość, oczywiście. Ale mimo wszystko to też przyzwyczajenie. W końcu dziewięć lat byliśmy ze sobą. Zaczynaliśmy jako dzieciaki…
Cokolwiek by się nie działo – będę bezpieczna. Będę mieć zapewnioną ochronę. Nie wiem, jaką bajkę wypuści Modest, ale wszystko to będą kłamstwa.
Wiem, piszę od rzeczy. Mam pustkę w głowie i nie wiem, co jeszcze Ci powiedzieć.
Liczę na to, że będziesz brać leki. Zawsze możesz zadzwonić do Ralpha. Obiecał mi, że będzie co jakiś czas do Ciebie zaglądać i sprawdzać, jak się czujesz. Ja sama postaram się dzwonić tak często, jak to tylko będzie możliwe.
Mamo. Bądź silna. Pamiętaj, że jestem i zawsze będę. W razie potrzeby możesz dzwonić.
Kocham Cię. I bądź szczęśliwa. Powinnaś złożyć papiery rozwodowe i zacząć na nowo układać sobie życie, znaleźć kogoś, kto będzie Ciebie godny. A nie to co „tata”. Nie przedłużam już. Kończę.
81 Bedford Gardens, Greater London W8 7EQ, Wielka Brytania.
Ściskam Cię i całuję.
Twoja Layla.
Twoja Layla.
Jak tylko zobaczyłam adres bloga wiedziałam, że to będzie coś zupełnie innego niż kubek i jednocześnie coś, co na pewno mnie zainteresuje. Lubię historię z udziałem Modest, lubię kiedy ingerują i stają się czarnymi charakterami, chociaż w rzeczywistości nie wierzę w te wszystkie bzdury. Ale trzeba przyznać, że jako banda świrów potrafią podkręcić wyobraźnię nawet najbardziej opornego czytelnika.
ReplyDeleteA ja nie jestem zbyt oporna. Lubię łapać słowa. Między innymi Twoje. Lubię łatwość z jaką do mnie docierają, pochłaniam je jak gąbka wodę.
Czytając list miałam gęsią skórkę. Nie wiem dlaczego, ale to Twoja sprawka! Oj coś czuję, że dużo się będzie działo...
Dotarłam dotarłam dotarłam! (Między innymi, żeby ci pokazać, że jak mówię, że wejdę, to wejdę, ot co) Więc elo mi XD
ReplyDeletePowiem ci, że ja już za bardzo wybiegam na przód, a przez to mam niemałe problemy, żeby zachwycić się teraźniejszością. Już sobie tam widzę Lucka, Hazzę, te bajery i ona taka biedna, styrana i znienawidzona przez zespół i tych biednych gejoszczów szczególnie. I tak naprawdę, to w obecnym momencie najbardziej zaintrygował mnie związek Layli i Ralpha. No bo jaki facet tak po prostu wypuszcza ukochaną z rąk? Tak po prostu? Skoro był dziany, to czemu nie mógł jej pomóc, tylko tak po prostu z niej zrezygnował, mówiąc, że z niej nigdy nie zrezygnuje? Przepraszam, ale to mi się z deczka kojarzy z jedną taką osobą, która ostatnio mi obiadki przynosi i pieprzy, że jest fajna. No ale anyway, relacja pomiędzy nimi jest taka trochę... sucha. Jakkolwiek to dziwnie brzmi. I chyb faktycznie mniej w tym miłości, niż przyzwyczajenia. Już pomijam fakt, że coś mi się w bani poryło i mam ochotę robić wszystkim kuku bardzo mocnymi akcentami. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale to nieważne, bo odbiegam od tematu. Mówiłam ci, że bardzo mnie wciągnęła ta piosenka Lovato "Never Been Hurt"? Nie, to ci mówię. Bardzo dziwne myśli po niej mam, chociaż piosenka zupełnie nie na temat, co mi po głowie chodzi :X
Tak czy siak, dziergaj tam sobie dalej, tylko o kubku nie zapominaj, bo ja go tam lubię :)
W końcu przeczytałam do końca - możesz być ze mnie dumna!:)
ReplyDeleteI dodatkowo już jestem rozbudzona na tyle żeby skleić te kilka zdań. Bardzo się cieszę, że jednak nie zaniechałaś pisania i pomimo wszystko dodałaś prolog:)
Oczywiście jak mam to w zwyczaju wybiegłam już do przodu tej historii. A znając mnie odrobinę ( jak myślę ) wiesz dobrze jak w moich oczach ta historia wygląda.
No dobrze w końcu na temat.. Prolog jest taki Twój. Nie wiem czy wiesz o czym mówię. Dla mnie to jest coś jakby 'styl Margo' i nie pomyliła bym go teraz z żadnym innym.
Więc, ten Twój prolog mnie urzekł. I co dziwne zaczęłam współczuć Layli. Dziwi mnie, że Ralph tak po prostu po tych dziewięciu latach puścił ją do Londynu zamiast jej pomóc. Jestem ciekawa jak dalej upleciesz jej los. Opowiadania w które wpleciony jest Modest są zwykle bardzo prostolinijne i przewidywalne - a to mi się na takie nie zapowiada.
Czekam na ciąg dalszy i proszę nie zaniedbuj za bardzo Kubka bo jestem jego wiernym czytelnikiem :)
L.B :x
Mogłabym się założyć, że mój styl byś pomyliła ze stylem Margo :D
DeleteMisiu, mogłaby pomylić ale w pierwszej osobie bardziej niż w trzeciej. No, chyba, że mowa o czymś w rodzaju GM.
Deletepiękny prolog ;) ale i wruszyl mnie mimo to ;)) sądze że bardzo dobrze :)
ReplyDeleteCzekam na dalszy ciag ;))
Miło jest, kiedy czytam coś nowego spod Twojej ręki. Dawno tego nie robiłam. Dawno Cię nie było. Jeżeli rozpoczęcie nowej, innej od Kubka historii pozwoliło Ci wrócić do formy, to cieszę się podwójnie z tego. Dobrze jest mieć Cię z powrotem tu, na blogu i budzić się od teraz z myślą "kiedy nowy rozdział?".
ReplyDeletePodoba mi się zamysł tej historii. Podoba mi się to, że wszystko, co stanie się na łamach tego bloga, będzie miało swój początek od Modest. To oni będą wszystkiego prowodyrami, to oni są w oczach fanów uznawani za tę gorszą stronę One Direction. Jestem ciekawa, do czego tym razem dążą i czego dokonają.
Zastanawia mnie fakt, czy jeżeli Ralpha stać jest na wszystko, to czy stać również go na spłacenie długów Layli. Domyślam się, że taka transakcja miałaby prawo zostać przeprowadzona, jednak duma dziewczyny zwyczajnie na to nie pozwalała. Nie chciałam pozbywać się jednego długu i nabawiać się kolejnego. Pytanie, czy droga do wyjścia, którą objęła, nie będzie jej również kosztowała tyle, że na końcu zostanie z długiem u samej siebie, u bliskich za opuszczenie ich. Robi to w dobrej intencji, ale czy chęć czynienia dobra wynagradza krzywdę?
One Direction, media, zdjęcia, flesz, sława, rozgłos - wszystko wskazuje na to, że będzie głośno. Jestem ciekawa jak głośno i ile par uszów na tym ucierpi. Czekam z niecierpliwością na pierwsze kroki stawiane przez Lay w nowym życiu, w nowym miejscu, jako inna osoba.
Ahh, już kocham tą historię :) Uwielbiam to jak piszesz od zawsze i to się chyba już nie zmieni :)
ReplyDeleteJestem ciekawa kogo 'dziewczyną' będzie Lalya... Hmm, a może będzie kryła Larrego..? Mam nadzieję, że wszystkiego szybko się dowiemy w kolejnych rozdziałach :)
Możesz mnie informować na tą nazwę: @luuuvmyswaggy ? :)